piątek, 24 października 2014

Oglądam, bo...

Hej ;)

Dlaczego oglądamy seriale? Co sprawa, że zasiadamy praktycznie co tydzień* przed ekranami telewizorów/komputerów i poświęcamy godzinę lub więcej naszego czasu, którego przecież nam nie przybywa, na poznanie nowych przypadków, które zdarzają się bohaterom? Oczywiście interesująca historia, ciekawy świat, a czasami jedynie chęć popatrzenia na ulubionego aktora**. Czasami jednakże zdarza się tak, że wszystkie te wymienione śladowe szwankują, a mimo to jakoś człowiek nie ma serca przestać oglądać i brnie w serial dalej. Dlaczego? Bo jest jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że serial*** wciąż przykuwa naszą uwagę i łapie nas za serca.

Taką właśnie sytuację mam chociażby z serialem Sleepy Hollow, który tak na dobrą sprawę powinien odstraszyć mnie od siebie mniej więcej w połowie pierwszego sezonu. Historia jest - jakby się głębiej zastanowić - masakrycznie wręcz wtórna i tak zgrana w kręgach fantastycznych, że to się w głowie nie mieści, a niektóre rozwiązania fabularne tak absurdalne, że czasami wywołują krzywy uśmieszek niż zdziwienie lub szok. Z drugiej strony jednak mamy bohaterów, a przede wszystkim główną dwójkę, czyli porucznik Abbie Mills i brytyjskiego Kapitana Amerykę Ichaboda Crane'a. I dla nich samych warto jest oglądać Sleepy Hollow. Ich relacja i jej rozwój jest tak niesamowicie cudowna, że jestem nawet w stanie przymknąć oko na wszystkie inne niedociągnięcia serialu. Nic mnie tak nie cieszy jak ich rozmowy, wzajemna nauka charakterystycznych zachowań i niewielkie gesty, bez których bez problemu mogliby sobie poradzić, ale ich obecność tylko urozmaica widocznie łączącą bohaterów więź. I świat wokół miasteczka Sleepy Hollow może sobie płonąć, ale dopóki Abbie z Ichabodem będą zachowywać się tak jak dotychczas, będę wiernie śledzić ich czasami absurdalne przygody.

Najmocniejsza strona serialu.

Podobnie rzecz ma się z White Collar. Wprawdzie tutaj poziom absurdu jest zdecydowanie niższy, jednak ponownie relacja łącząca bohaterów (i tym razem nie mam na myśli tylko i wyłącznie Neala Caffrey'a i Petera Burke'a - w tym serialu cała ekipa dogaduje się i współpracuje niesamowicie) jest głównym czynnikiem, który przyciąga mnie przed ekran już szósty sezon z rzędu. Tym, co jeszcze fascynuje mnie w tym serialu jest kreacja małżeństwa Burke'ów. Poważnie, jeszcze nigdy nie widziałam tak zgranego, kochającego się i tak dobrze współpracującego małżeństwa w serialu jak to Petera i Elizabeth. Sama bym chciała takie kiedyś mieć.

Patrzeć na tak fajnie skonstruowane postaci - sama radość.

Takie same odczucia jak w przypadku White Collar mam odnośnie serialu Gotham. Niestety nie mogę powiedzieć, że wszyscy są tam idealnie dobrani, bo pałętająca się po ekranie Selina Kyle (aka przyszła Catwoman) tylko mnie irytuje i mam wrażenie, że twórcy nie mają na tę postać jeszcze żadnego konkretnego pomysłu. Jednak jeśli skupimy się na Jamesie Gordonie i Harvey'u Bullocku dostajemy fajny przykład tego, jak powinni być konstruowani policyjni partnerzy. Wyemitowano wprawdzie na razie tylko pięć odcinków, ale już widać, że powstająca powoli relacja pomiędzy tymi bohaterami, będzie czymś, dla czego będę oglądać ten serial****. Mam nadzieję, że twórcy nie popełnią jakiegoś głupiego błędu i nie zepsują jej, bo chyba byłoby to najboleśniejsze rozczarowanie tego sezonu. A tego nikt by chyba nie chciał.

Pokładam w tych dwóch duże nadzieje.

Okazuje się, że do powstania dobrze oglądającego się serialu wcale nie jest tak koniecznie potrzebna niesamowicie porywająca historia, ani barwne tło. Czasami wystarczy kilku dogranych bohaterów. Z drugiej jednak strony, nawet jeśli jakiś serial ma superciekawą historię, ale brakuje mi postaci, które mógłby polubić widz, niekoniecznie stanie się on hitem. Fascynujące stworzenia z tych widzów.

Do następnego razu ;)

__________________________

* Albo i częściej, ale to już kwestia skali.
** Och, ile seriali zobaczyłam tylko z tego powodu!
*** Film właściwie też, ale serial trwa - jakby na to nie patrzeć - dłużej i na filmie łatwiej dotrwać do końca, podczas gdy serial można porzucić w połowie dwudziestoodcinkowego sezonu.
**** No i oczywiście dla postaci Oswalda Cobblepota, ale on jest cudowny sam w sobie i nie potrzebuje nikogo do pomocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz