środa, 1 października 2014

Proszę, niech Ci się spodoba...

Hej ;)

Uwielbiam oglądać filmy/seriale. I nawet jeśli jakaś produkcja mnie rozczaruje albo zirytuje, zawsze szybko znajdzie się inna, która pomoże zapomnieć o nieprzyjemnym seansie. Dlatego moja miłość trwa i nie czuję się źle, gdy poświęcam godzinę, a często i znacznie więcej czasu na oddawanie się magii kina/telewizji.

Niestety mam pewien niewielki problem. Za każdym razem, gdy ktoś dowiaduje się o mojej pasji w końcu przychodzi taki moment, gdy pada pytanie "A może mogłabyś coś polecić?" lub (rzadziej) "To może oglądniemy coś razem?". Nie lubię tego. I wcale nie oznacza to, że nie lubię oglądać filmów/seriali w towarzystwie innych osób. Problem tkwi nieco gdzie indziej.

Oczywiście, że tak, jednak nie to jest istotą wpisu.

Gdy przychodzi to polecania filmów/seriali nigdy nie wiem, czy osobie moja propozycja się spodoba. Bo co z tego, że ja oglądam Thora 2 niemal z wypiekami na twarzy, gdy ktoś nie lubi tego typu filmów i podobny seans nie tylko nie przyniesie mu przyjemności, a nawet możliwe, że tylko zirytuje. Jeszcze gorzej jest, gdy osoba, której poleciłam film/serial postanawia obejrzeć go razem ze mną. Nie mogę się wtedy skupić na filmie/serialu, bo cały czas zerkam tylko kątem oka na towarzysza seansu, żeby zorientować się jak odbiera to, co mu poleciłam. A jeśli widzę, że się nudzi, albo - co gorsza - mu się nie podoba... och, borze zielony... wtedy dopadają mnie wyrzuty, że może niepotrzebnie polecałam akurat ten film/serial i trzeba było zaproponować coś innego. Ot, takie dziwne spaczenie.

Chętnie, tylko co?

Za to chyba najgorszą sytuacją jest oglądanie z kimś jakiejś produkcji, której jeszcze nie widziałam. Nie dość, że nie wiem jak mi się dany film/serial spodoba to jeszcze cały czas zastanawiam się jakie odczucia będą mieć ludzie oglądający dzieło ze mną. Im gorsze ich oceny tym gorsze moje samopoczucie. Wiem, że nie powinnam się tak przejmować tylko skupić się sama na seansie, ale co mi da ta wiedza, gdy równocześnie mam świadomość, że poleciłam coś, co może sprawiło, że ktoś ma wrażenie zmarnowania czasu. No cóż, psychologia to dziwna rzecz.

Sądząc po minie Olivera niezbyt mu się podoba to, co widzi.

Oczywiście mam bardzo wąską grupę znajomych, z którymi jestem w stanie oglądać wszystko bez najmniejszych obaw, że ich odbiór filmu/serialu wpłynie jakkolwiek negatywnie na moje samopoczucie. Są to jednak przypadki tak nieliczne, że nie zalicza się do nich nawet moja Siostra, z którą już przecież niejeden film/serial obejrzałam. A przecież nie będę się ograniczać tylko do garsteczki ludzi, bo mimo wszystko czasami fajnie jest obejrzeć coś w towarzystwie.

Czasami oglądanie filmu/serialu samemu to żadna frajda.

Wszystko, co napisałam powyżej nie oznacza jednak, że jestem w stanie powstrzymać się przed polecaniem filmów/seriali, gdy ktoś o to prosi*. Bo kto wie - może akurat dzięki temu ktoś pozna film/serial, który wniesie coś interesującego do jego życia? Albo chociaż przez godzinę lub dwie zapomni o problemach szarej codzienności? Szansa taka jest, więc nie widzę przeciwwskazań, żeby z niej nie korzystać.

Do następnego razu ;)

____________________

* To chyba jakaś lekka forma masochizmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz