Hej ;)
Tak, wiem. Notki nie było chyba tysiąc lat. Ale musicie mi wybaczyć. Miałam masę rzeczy na głowie. Ale teraz już się z nich otrząsnęłam - głowę znów mam cudownie lekką i pustą i mogę wrócić do wrzucania opinii do internetu. Nie ma przecież nic fajniejszego niż dzielenie się swoją opinią z internetami, prawda?
Jako że osłuchałam się uwag i narzekań, że brakuje jednego, kluczowego wpisu o wikingach, dziś cofniemy się nieco w czasie i poudajemy, że jest koniec kwietnia* i właśnie zobaczyliśmy finał trzeciego sezonu Vikings.
Przypominam, że nie będzie to żadnego typu recenzja, a jedynie zbiór luźnych i bardzo subiektywnych uwag. No i mogą pojawić się spoilery. Chociaż nie wiem czy po takim czasie uchował się jeszcze ktoś, kto nie widział odcinka The Dead. Jeśli jednak nie oglądałeś go jeszcze to a) czuj się ostrzeżony i b) zamiast siedzieć w internetach i czytać głupie blogi natychmiast biegnij i nadrób co masz do nadrobienia.
Jest znaczek, nawet na czerwonym tle - trudno go nie zauważyć.
Po dwóch sezonach zdążyłam zauważyć, że Vikings mają to do siebie, że zawsze kończą w wielkim stylu. Trochę wprawdzie bałam się, że tym razem będą mieli niewielki poślizg poprzez ogromny rozrzut wątków i postaci, ale wiecie co, drodzy Czytelnicy? Wikingowie, zamiast rozbić się o fabularne mury, sforsowali je niemal koncertowo, że posłużę się taką "militarną" metaforą.
Przyznam się, że nie spodziewałam się, że twórcy rozwiążą problem "niezdobytności" Paryża właśnie w ten sposób. Zwłaszcza, że Ragnar naprawdę zachowywał się jakby miał umrzeć. W jakim innym celu miałyby być te wszystkie religijne przepychanki, (ex)mnisi-posłańcy z zaświatów i gadka, że "niedługo zobaczę się z Athelstanem"**? A potem przypomniałam sobie, że przecież podobny fortel rzeczywiście miał już kiedyś miejsce. Nie pamiętam szczegółów, ale któryś z jarlów, dopłynąwszy do Italii zdobył w taki sposób jakieś nadmorskie miasto (podobno biorąc je za Rzym). Także serial w tym miejscu ponownie mija się z historią, ale do tego już jestem przyzwyczajona, więc właściwie mnie to nie boli. A biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że "śmierć" Ragnara dała powód kolejnej ładnej sekwencji mów pożegnalnych*** to już zupełnie zapominam o pewnych niedorzecznościach całej sytuacji. Mnie łatwo jest kupić.
I znowu wracamy do motywu "zawsze byłem o ciebie zazdrosny, bracie...", ale za to w jaki sposób!
Nie rozumiem tylko jednego. W jakim celu wprowadzono motyw "Pięćdziesięciu twarzy hrabiego Odo"? Przecież ani oglądalność nie spadała, ani nie było to potrzebne do budowania dalszej części fabuły... więc po co? Chyba że obsada jest zbiorowiskiem takiej ilości fanów pana Greya, że po prostu zebrali się wokół twórców, spojrzeli na nich groźnie i oświadczyli, że nie przestaną dopóki "czerwony pokój" (czy jak tam to się nazywało) nie zostanie wpisany do serialu. A że w obsadzie są głównie niemal dwumetrowe chłopy o dzikich, północnych facjatach i moc ich groźnego spojrzenia jest wielka, scenarzyści nie mieli innego wyjścia niż ulec. Innego wyjaśnienia nie widzę.
"Pięćdziesiąt twarzy hrabiego Odo"
No i generalnie lubię mieć rację. Nawet jeśli nie do końca podoba mi się to, w związku z czym ją mam. Bo w końcu doczekaliśmy się zaręczyn Rolla i nawiedzonej księżniczki Giseli. Że tak powiem knew it. Z resztą trudno było nie wiedzieć, bo a)Wikipedia wiedziała o tym wcześniej i b)sceny z tą dwójką były prowadzone w taki sposób, że wszyscy musieli się zorientować na co się zanosi. Serio. Już wcześniej przecież wspominałam, że związek tej dwójki był ogłaszany OGROMNYMI, NEONOWYMI LITERAMI, żeby widzowie przypadkiem nie mieli wątpliwości na co się zanosi. Co nie zmienia faktu, że jestem zaintrygowana kierunkiem w jakim zostanie to rozwinięte. Bo choć Gisela ewidentnie będzie się broniła rękami i nogami przed swoim szczęśliwym zamążpójściem tak Rollo, gdy tylko zobaczył jej radosne podejście stał się bardziej niż podekscytowany nowym wyzwaniem. A ja z kolei, obdarowana nowymi scenami w trailerze, jestem ciekawa. Bardzo ciekawa. Zwłaszcza tego jak długo to małżeństwo przetrwa bez rozlewu krwi.
Oj, już nie przesadzaj. Przecież to Rollo. Przyjrzyj się mu!
Ogólnie rzecz biorąc, The Dead był zarówno dobrym odcinkiem samym w sobie jak i dobrym finałem sezonu. Co jest właściwie już normą jeśli chodzi o ten serial. Dlatego teraz nie pozostaje mi nic innego jak siąść grzecznie w kąciku i cierpliwie czekać na następne odcinki. Bo coś tak czuję, że Wikingowie jeszcze nie mają dosyć i jeszcze niejedno nam pokażą.
A dla spragnionych wikingów, którzy nie śledzą tak jak ja wiernie każdego skrawka informacji, który się o nich pojawia, polecam poszukać sobie krótkiego filmiku Vikigs: Bring the Pain, wrzuconego przez stację History z okazji San Diego Comic-Conu. Jest przeuroczy i tak stereotypowo "wikingski", że człowiek nie może się nie uśmiechnąć. Albo to tylko ja...
Do następnego razu ;)
PeeS.
Spodziewajcie się w najbliższym czasie wpisu o Jonathan Strange & Mr Norrell. Och, bogowie internetów, jaki to jest dobry serial!
_________________________________________
* Opcja ta jest o tyle fajna, że w kwietniu nie było jeszcze tak koszmarnie gorąco...
** Błagam, niech twórcy nie oglądają ostatniego sezonu Hannibala, bo jeśli to pójdzie w tym kierunku, w którym pędzi pociąg pana Fullera to ja wysiadam. Serio.
*** Których jakoś zadziwiająco dużo było w tym sezonie. Z jednej strony hurra, bo im więcej dobrych scen tym lepiej, ale z drugiej strony do dobrej mowy pogrzebowej potrzeba co najmniej jednego trupa, a twórcy już wytłuki niemal wszystkich moich ulubionych bohaterów, więc no...




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz