niedziela, 21 lutego 2016

Tęskniłam, czyli o powrocie wyczekiwanych Najeźdźców z Północy (Vikings 4x01)

Hej :)

Och, bogowie internetów, jak ja tęskniłam. Jak ja strasznie tęskniłam. Tęsknotę moją potęgował brzydki posmak, jaki pozostawiło po sobie nieszczęsne The Last Kingdom (którego nie ruszyłam od tamtego momentu ani razu), którego jakoś nie szło zmyć. Aż w końcu nadszedł dzień szczęśliwy i radosny.

Moi cudowni Vikings wrócili.

Tak, moi drodzy Czytelnicy, w końcu na blogu pojawi się notka, w której nie będę narzekać, ponieważ w końcu dostałam do rąk serial dobry i z dawna czekany. Także, aby nie przedłużać, zapraszam na kolejne spotkanie z Najeźdźcami z Północy.

Na wszelki wypadek uprzedzam, że a) nie jest to recenzja, a jedynie zbiór bardzo subiektywnych uwag i b) znajdzie się tu mnóstwo spoilerów. Serio, mnóstwo.

Kiedy towarzyszy się serialowi od jego samiuśkich początków, obserwowanie jak się rozwija jest rzeczą naprawdę fascynującą. Zwłaszcza, gdy serial, który w założeniu miał być ramówkowym dodatkiem* nagle staje się flagową pozycją stacji. Tak silna pozycja w stacji wiąże się z dwoma rzeczami: porządną kampanią reklamową, która przybrała ogromne rozmiary nawet w Polsce (a może powinnam napisać przede wszystkim w Polsce**? nie wiem dlaczego, ale polska popkultura wydaje się kochać Wikingów. i bardzo dobrze!) i ładowaniem w produkcję grubych pieniędzy. I z sezonu na sezon te pieniądze w Vikings widać. Już patrząc na samą ilość statystów czy liczbę łodzi jakimi dysponują wikingowie - w pierwszym sezonie mieli smutną jedną łódkę, w drugim dorobili się około trzech, w trzecim mieliśmy już z dziesięć w pełni wyposażonych, a teraz łodzi jest tak dużo, że nie mieszczą się w kadrze. Ciekawe, że stopień zamożności Wikingów tak łatwo można zmierzyć miarą wikińską. Zakrawa to trochę na ironię.
Jedyną kwestią, która odrobinę szwankuje jest nieco kulawe CGI, które od momentu wejścia do użytku kusz jest używane nieco częściej. Ale może to kwestia tylko pierwszego odcinka i później problem zniknie. Jeśli nawet nie, nie jest to coś co odbierałoby radość oglądania, która jest naprawdę wielka.

Widzicie to tło i statystów, drodzy Czytelnicy? To jest dużo pieniądza.


Jak wiadomo, każdy pierwszy odcinek sezonu służy w każdym serialu do przypomnienia widzom kto gdzie jest i z jakimi problemami się zmaga. I A Good Teason jest dokładnie takim odcinkiem. Odwiedzamy każdego członka klanu Lothbrocków i sprawdzamy co się u niego dzieje. A dzieje się niemało.

W Kattegat Ragnar dochodzi do zdrowia i prawie odchodzi z tego świata, a fakt, że nie do końca mu się to udaje niezwykle go irytuje. Irytuje go też jego ukochana żona Aslaug, która nagle - oprócz tego, że jak zwykle obnosi się ze swoją wyższością i lepszością od innych i tym, że tak naprawdę nie lubi nikigo poza Ivarem (chociaż i tutaj mogę się mylić) - zaczęła marzyć o zajęciu miejsca Ragnara, bo na pewno da sobie radę sto razy lepiej niż on***. Bjorn, który szykuje się do wyprawy do Rzymu, bo ojciec nie wierzy, że jest on w stanie sobie poradzić, też Ragnara irytuje. Generalnie Bjorn zdaje się w oczach swojego rodzica popełniać same głupie decyzje, a im więcej ich popełnia tym bardziej uparcie stara się udowodnić, że jednak miał rację i w cale nie jest tak z jego pomyślunkiem źle. Szkoda mi tylko małej Sygin, która została zostawiona na pastwę okropnej Aslaug i jeśli zaraz nie zajmie się nią ktoś porządny, córkę Bjorna czekają kłopoty. Ale może nie wybiegajmy myślą aż tak do przodu.
Do rzeczy irytujących Ragnara dopisać można też Flokiego, ale o nim opowiemy sobie za chwilę. Tak właściwie to chyba irytuje go wszystko (no, może poza Ivarem - jego wydają się wszyscy lubić z jakiegoś powodu... no dobra, ja też go lubię). Albo po prostu przez to, że wszystko go boli po prostu tak wygląda a ja nie umiem odczytać emocji. Nie wykluczam tego, ale jest to raczej mało prawdopodobne.

Ragnar planuje też zrobić kilka brzydkich rzeczy paru osobom i rzeczy te będą naprawdę brzydkie.

Zatrzymując się jeszcze w okolicy szczęśliwego małżeństwa Aslaug i Ragnara zastanawia mnie jeszcze jedno. Kim jest azjatycka niewolnica, którą kupiła sobie królowa. I dlaczego mam wrażenie, że jest ona taaaaka ważna. I że ma na celu zastąpienie w jakiś sposób Porunn, która gdzieś tajemniczo zniknęła (gdzie i dlaczego - serialu, wyjaśnij!). I - ponownie - dlaczego jest ona taka ważna, że kamera w kółko za nią łazi. Czyżby miała zająć miejsce egzotycznej ciekawostki, które zwolniło się w momencie śmierci Athelstana?

Kim jesteś i dlaczego jesteś taka ważna?

Z kolei Floki wpadł po uszy. Nie dość, że Ragnar wie, że to on zamordował jego ulubionego exmnicha to jeszcze teraz został za to oficjalnie aresztowany. A przecież zrobił to, bo tak chcieli bogowie, tylko nikt nie bierze tego pod uwagę. Jednak najbardziej biedna w całej tej sytuacji jest jak zwykle Helga, która ma na głowie nie tylko małą Angrbodę (zauważyliście, drodzy Czytelnicy, jaka nam się rodzinna saga z tych Wikingów zrobiła?) to jeszcze Flokiego, który cały czas gada o bogach, ich zachciankach i tym, że żona koniecznie musi mu pomóc, bo Ragnar go zabije. No cóż... mógł to przewidzieć wcześniej, a nie teraz dręczyć tym biedną Helgę.
Generalnie w tym odcinku tak wiele mówiło się o Athlestanie****, że bałam się, że znowu śmierć nie będzie dla niego usprawiedliwieniem i znowu pojawi się w jakiejś dzikiej wizji. Całe szczęście myliłam się w tym przypadku, co z jakiegoś dziwnego powodu bardzo mnie ucieszyło.

Oj, nagrabił sobie Floki, nagrabił i to porządnie...

Skoro już o myleniu się mowa, nie pomyliłam się ani o włos, jeśli chodzi o szczęśliwe małżeństwo Rolla i nawiedzonej księżniczki Giseli. Nie jestem pewna czy Rollo, pisząc się na tą imprezę, był gotowy na takie atrakcje. Nawiedzona księżniczka Gisela odstawia taką dramę, jakby co najmniej odmówili jej kupna kucyka na urodziny. Płacze, odstawia publiczne pokazówki, cały czas gra świętą męczennicę oddaną na pastwę dzikiemu barbarzyńcy, który nie czeka na nic innego tylko by ją pożreć i cisnąć w najgłębsze otchłanie piekła. A Rollo patrzy biedny, nie do końca wiedząc co tak naprawdę się dzieje i o co ta cała drama. Co więcej, ma już tej strasznej dramy trochę dosyć, bo w końcu ileż można. W zupełności go rozumiem. Z resztą, głupia nawiedzona księżniczko! Czy ty naprawdę nie masz do cholery oczu?*****

Ten kadr wygląda jak żywcem wyjęty z jakiegoś romansidła, a że niezwykle mnie to śmieszy, zostawiam go tu, niech sobie wisi.

Jedyne czego zupełnie nie rozumiem, jeśli chodzi o Rollo, to dlaczego postanowił wyrżnąć cały obóz wikingów, o którym usłyszał, że zaczyna być niezadowolony z obecnej sytuacji. Przecież nie dość, że znacznie uszczuplił swoje siły (a może całkowicie? w sumie nie wiadomo, czy był to jedyny obóz czy może jeden z kilku), wieści na pewno się rozniosły, więc morale i miłość do niego znacznie spadną, a poza tym jednym ruchem usunął jedyną rzecz, która czyniła go na dworze przydatnym. Jeśli nie został mu już ani jeden wojownik (a nieszczęsny wędrowiec-tłumacz też sobie poszedł, bo należy do świata) to teraz król Karol może bez żadnych większych konsekwencji go wyeliminować, bo jego przydatność równa się zeru. Zwłaszcza, że z dogadaniem się też nie idzie mu najlepiej. Te kilka zwrotów w mowie Franków na wiele się raczej nie zda. Także, co tu się odpierdziela, panie Lothbrock starszy?

Widzicie, drodzy Czytelnicy, jakie piękne małżeństwo? A przynajmniej jaka piękna ta większa część tego małżeństwa?

Tak właściwie to tylko u Lagerthy na razie jest całkiem przyjemnie, co w cale nie oznacza, że spokojnie. Kalf podzielił się z nią rządami w Hedeby, jest prawie powszechnie lubiana i dodatkowo przywiozła ze sobą naprawdę dużo złota, więc jej pozycja jeszcze się umocniła. Jedynie Einar coś tam marudził, że przecież on się na takie coś nie zgadzał i dlaczego ta kobieta jeszcze żyje i w ogóle to jego rodzina jest niezadowolona, ale Kalf przytomnie uznał, że wszyscy, którzy działali przeciwko Lagerthcie źle kończyli, a poza tym przecież ją kocha i nie da sobie i jej w kaszę dmuchać, więc w piękny sposób pozbył się marudy. Kuszą. Generalnie cała sytuacja rozwiązała się w całkiem zgrabny sposób, dając dodatkowo piękny pretekst do obowiązkowej w tym serialu krwi na twarzy (odcinek się nie liczy jeśli ktoś się nią nie ubabra, nawet kroplą lub dwoma). Ciekawe kiedy ta sielanka się skończy.

Cały czas zastanawiam się ile zajmuje im splecenie tych fantazyjnych fryzur...

Kiedy do tego wszystkiego dodamy jeszcze cudownie dobraną muzykę i niesamowitą pracę kamery, wychodzi nam odcinek cudo. Pracą kamery zachwycam się już chyba od poprzedniego sezonu, ale naprawdę - kamerzysta dostaje chyba naprawdę dużą wypłatę, bo naprawdę się stara. Ku mojemu zachwytowi, oczywiście. Nie to co w tym koszmarnym The Last Kingdom, brrr... 

Już nikogo nie dziwi, że odcinek otwierający Vikings jest dobry, bo one zawsze są dobre. A A Good Treason wcale nie wyłamuje się z tego trendu - broni się zarówno samodzielnie jak i jako zarysowanie przyszłej fabuły. A ta z kolei szykuje się na tyle interesująco, że już teraz nie mogę się doczekać, by przekonać się co będzie dalej. Także, drodzy Czytelnicy, jeśli jeszcze nie widzieliście Wikingów, to zamiast siedzieć w internetach i czytać wynurzenia jakiejś nieznanej osoby z internetów, natychmiast lećcie to nadrobić. Z tego co wiem jakoś zaraz będzie na History powtórka.

Do następnego razu :)

__________________________________

* Do teraz mnie to śmieszy. Podejrzewam, że z Deadpoolem stanie się podobnie (może nie stanie się czołową marką, ale na pewno zacznie się o niego bardziej dbać)
** Serio, wystarczy wejść nawet na polskiego fanpage'a stacji History, żeby zauważyć jak piękną i zadziwiająco przemyślaną kampanię reklamową się tam prowadzi
*** Tak, drodzy Czytelnicy, dobrze się Wam wydaje - wciąż nie lubię Aslaug, ale ona wciąż nie daje mi powodów by to zmienić
**** Speakin' of which, co tam w Anglii się dzieje? Jak tam mały Alfred się miewa?
***** Dzień dobry, to ja, dziki fangirl, dawno żeśmy się nie widzieli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz