sobota, 11 kwietnia 2015

To the Gates!

Hej ;)

Wiedziałam, że będzie się działo. Coś tak czułam. I nie myliłam się. Och, jak ja lubię mieć rację w takich sprawach! I mam tu na myśli aż dwa seriale - Vikings (o których poniżej) i Daredevila (o którym później). A jeszcze w niedzielę wraca Gra o tron. Ach, co za tydzień!

No, ale nie przedłużajmy - czas na garstkę uwag i spostrzeżeń. I, oczywiście, spoilerów.

I nawet Batman mnie nie powstrzyma.

No i nie zdobyliśmy Paryża. Przynajmniej jeszcze nie. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę zachowanie Ragnara, którego to miasto ewidentnie fascynuje. On po prostu bardzo chce je mieć. Może nie bez względu na koszty, ale na pewno byłby w stanie poświęcić naprawdę dużo.

Z drugiej jednak strony zastanawiam się jakim cudem zostało mu jeszcze na tyle wojowników, mając w pamięci rzeź, jaka miała miejsce pod murami miasta. Ludzie padali jak muchy, a wciąż jeszcze było ich pełno. Chyba, że tylko wydawało mi się, że ginęli (jak znakomita większość ludzi blisko związanych z Ragnarem), a oni jedynie kładli się na chwilę na ziemi, żeby odetchnąć i wrócić do walki. W sumie pasowałoby do tego, co o wikingach mówiono. Ale w sumie to miłe, że twórcy posłuchali mojego marudzenia na ostatni odcinek, gdzie zabrakło wikingów w Wikingach. Teraz było ich mrowie. Co z tego, że przez większość czasu martwe?

A jak nie byli martwi to krzyczeli - śmieszne z nich chłopaki.

Co do samej walki, bardzo ładnie pokazywała to, jak naprawdę wygląda szturm na miasto. Nie było żadnych epickich potyczek jeden na jeden, starcie polegało głównie na przepychaniu się w krzyczącym i wiecznie ruchomym tłumie, a przegrana lub zwycięstwo tak naprawdę zależało od morale walczących. Nie bez powodu nawiedzona księżniczka Gisela wytargała na mury symboliczny sztandar (dając pretekst do jednej baaaardzo intensywnej wymiany spojrzeń pomiędzy nią a Rollo... twórcy chyba nie mogli wyraźniej zaznaczyć, że czeka nas pewien bardzo interesujący związek. jednakże troszkę zabolało mnie takie robienie z widza osoby, której wszystko trzeba pokazywać BARDZO WYRAŹNIE, bo w przeciwnym wypadku może się przypadkiem nie zorientować... drodzy państwo, widz nie jest aż tak tępy), dzięki czemu we frankijskich żołnierzy nagle wstąpiły nowe siły. Wysokie morale i charyzma przywódców to to co może być decydujące.

Tamte mury nie widziały jeszcze wszystkiego.

Jednakże walka walką, ale wiecie, drodzy Czytelnicy, co mnie najbardziej zaintrygowało w tym odcinku? Wcale nie król Karol Prostak, który pokonał wikingów, chowając się gdzieś w swoim mieście. Ani nie hrabia Otto, co do którego miałam takie dziwne wrażenie, że nie do końca ogarnia co się dzieje i tak właściwie to cały czas czeka na jakiś boski znak lub cud. Ani nie Rollo, który w tym odcinku miał chyba tylko ładnie wyglądać bez koszuli (wyglądał) i spojrzeć na bohaterską Giselę (która mnie swoją drogą nieco irytuje, bo jest nieco chyba odklejona od rzeczywistości, a jak wiadomo tacy ludzie z reguły poważnie mieszają) dzikim wzrokiem. Ani nie Bjorn, który ładnie poprowadził wikingów na mury (od tego się zaczyna bycie przywódcą wg Ragnara), by nagle prawie zginąć, co niemal pozbawiło mnie tchu na chwilę, ponieważ akurat on zginąć nie może - historia mu zabrania, ktoś w końcu musi opłynąć Europę i dotrzeć do Włoch. Ani nie Lagretha, która chyba zaliczyła najbardziej wikingski początek romansu jaki można sobie wyobrazić, będąc romantycznie znokautowana przez przyszłego kochanka (tak, doczekaliśmy się zejścia się z Kalfem) i wyciągnięta z tunelu-pułapki.

Tylko Floki.

Tak, moi drodzy. Oglądając scenę w płonącej wieży szturmowej, można było w końcu zajrzeć na dłuższą chwilę głębiej do głowy Folkiego. Zobaczyć jak szalony jest. Jak bardzo nadaje się na proroka. Gdy miotał się, nie wiedząc czy klęska ataku jest spowodowana niezadowoleniem bogów (ale przecież otrzymali ofiarę - i to jaką!) czy może klątwą Athelstana, który mści się za własną śmierć, nagle stało się całkowicie jasne jakimi ścieżkami chadzają jego myśli.
Poza tym niesamowicie podobało mi się, że w końcu doczekałam się jakiegoś sensownego zachowania ze strony Helgi. Najwyraźniej jest już zmęczona wiecznymi dziwactwami swojego męża, więc odchodzi w mgłę, nie zważając na rozpaczliwe Helga, come back! wykrzyczane przez zrozpaczonego Flokiego. Cała ta scena była świetnie rozpisana - wyglądała niemal jak jakaś wizja niezbyt zdrowego umysłu. Może właśnie tym była?

Prędzej czy później i tak musiało się to wydarzyć.

Ale wiecie, drodzy Czytelnicy, co jest najbardziej przerażające? Że zostały tylko dwa odcinki do końca sezonu. I co z tego, że już zamówiono następny, skoro i tak czeka mnie niemiłosiernie długa przerwa? Nie wiem jak to o mnie świadczy, że mając w perspektywie jeszcze dwa spotkania z najeźdźcami z Północy (i pewnie jeszcze niejeden seans powtórkowy) ja już zaczynam tęsknić. Pewnie niezbyt dobrze, jeśli chodzi o moje życie poza internetami. Ale co mi tam.

Do następnego razu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz