Hej ;)
Jakie to szczęście, że, zakładając tego bloga, postanowiłam umieścić w nazwie słowo "subiektywnie". Och, jak ja się teraz cieszę, że nie muszę silić się na obiektywizm i bez jakichkolwiek oporów mogę napisać co mi leży na wątrobie. A dziś akurat wychodzi na to, że leżą tam decyzje castingowe, które mnie, jako widzowi wyjątkowo nie pasują.
Bo niestety, czasami bywa tak, ze nawet najlepszy aktor może okazać się nieodpowiedni do zagrania jakiejś roli. Może to być spowodowane albo sposobem jego gry, albo specyficznym akcentem, albo osobistymi odczuciami widza, któremu nijak nie może "podpasować" aktor do granej przez niego postaci. I właśnie taki problem mam chociażby z najnowszą rolą Toma Hiddlestona w I saw the light. No kurcze, tak nie mogę pogodzić Brytyjczyka z muzyką country, że to aż się w głowie nie mieści. Nie miałam nic przeciwko Hiddlestona-wampira. Hiddlestona-pirata z krainy Dzwoneczka też pewnie jakoś przeżyję. Ale country-mana jakoś nie mogę zaakceptować. Za bardzo mi zgrzyta i już.
Niech on sobie gra na tej gitarze, ale czemu akurat country?
Inny problem miałam z kolei z Larą Pulver, grającą Irene Adler w Sherlocku BBC. Lara jest bardzo dobrą aktorką i w każdej innej produkcji nie mam jej nic do zarzucenia, ale tym razem, przy każdej scenie, w której brała udział, miałam dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Może było to spowodowane bardzo pozytywną opinią jaką wyrobiła sobie u mnie Rachel McAdams, grając tą samą postać w Holmesie amerykańskim, a może zupełnie czymś innym. Tak czy inaczej, problem pozostał właściwie do teraz.
No i dlaczego tak mi ta pani nie pasuje?
Za to doskonale wiem co powodowało mój wewnętrzny zgrzyt, gdy oglądałam film Se7en. Kevin Spacey strasznie mi nie pasował do roli fanatycznego mordercy, ale tylko dlatego, że cały czas widziałam w nim prota z filmu K-PAX. Mój umysł jakoś nie był w stanie pojąć, że Spacey nie jest już pogodnym, pacyfistycznym przybyszem z kosmosu, dlatego cały czas buntował się, widząc jak kosmita staje się psychopatą. Najwyraźniej za szybko przeskoczyłam z jednego filmowego świata w drugi.
Aż miałam ochotę zapytać "Coś ty zrobił, prot?", po czym przypomniałam sobie, że przecież to już nie on...
Jeszcze innym problemem były dla mnie Akta Dresdena i Paul Blackthorne w roli tytułowej. Tym razem jednak kłopot polegał na tym, że po prostu wcześniej przeczytałam książki, na których oparto serial. Niestety Paul Blackthorne ani trochę nie przypominał z wyglądu ani z zachowania Dresdena, który narodził się w mojej wyobraźni w trakcie lektury. Podobnie byłoby z odtwórcą roli wiedźmina, gdyby film o Geralcie kiedykolwiek powstał*. Niestety, takie jest już ryzyko oglądania produkcji na podstawie książek.
No co ja poradzę, że ten Dresden nie jest "moim" Dresdenem?
Całe szczęście istnieje cała masa filmów/seriali, w których obsada jest dobrana tak idealnie, że to aż dziwne, że specom od castingu udało się to osiągnąć. Dlatego nie ma co płakać, że kilku osobom nie podeszła ta czy inna kreacja tego czy innego aktora. Aczkolwiek uważam, że obsadzanie Brytyjczyka w roli muzyka country to już lekka przesada. Ale co ja się tam znam.
Do następnego razu ;)
____________
* Ale jak na razie doczekaliśmy się tylko zapowiedzi od Tomka Bagińskiego, więc nie mogę się wypowiadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz