poniedziałek, 22 września 2014

I bez TARDIS da się podróżować w czasie

Hej ;)

Po długiej przerwie w końcu nastąpił dzień, gdy poniedziałek ma w sobie coś, co sprawia, że czekam aż nadejdzie. Wiem, brzmi dziwnie, jednak takie są fakty. A spowodowane jest to powrotem na antenę dostarczającego mi wiele radości serialu Sleepy Hollow. Pomimo sporej dawki bezsensu, jakim ocieka mimo wszystko ta produkcja, zdołała ująć mnie za serce.

Serial opowiada historię Ichaboda Crane'a, przybysza z przeszłości, który razem z porucznik Abbie Mills usiłują zatrzymać apokalipsę. Banał, banał, banał i jeszcze raz Supernatural*. A przynajmniej tak wygląda to na pierwszy rzut oka. Pomijając nieco absurdalną historię, na jakiej opiera się serial, Sleepy Hollow ma w sobie to coś, co z tygodnia na tydzień ściągało mnie do obejrzenia kolejnego odcinka. Ale nie chcę dziś pisać notki pochwalnej dla tego serialu (choćbym mogła). Dziś króciutko przebiegnę się po serialach, w których pojawia się wątki podróży w czasie.

Oto przemawia mądrość z przeszłości.

Od razu może zaznaczę, że takie oczywistości jak Doctor Who czy Supernatural od razu wykluczam, bo mam raczej na myśli sytuacje, gdy jedna postać trafia do świata, do którego nie należy i trafia tam praktycznie bezpowrotnie. A gdy ma się TARDIS lub konszachty z aniołami droga powrotna zawsze jest otwarta. Biedny Ichabod chociażby niestety utknął w naszych czasach właściwie na dobre, więc nie pozostało mu nic innego jak tylko zacząć się dostosowywać do nowej rzeczywistości. I - co mi się bardzo osobiście podoba w tym serialu - twórcy postanowili nie robić z szoku kulturowego Ichaboda motywu przewodniego. Pan Crane wprawdzie początkowo jest zagubiony i zdezorientowany, lecz szybko uczy się, dostosowuje, a w końcu nawet sam zaczyna się przyzwyczajać do technologicznych (między innymi) ułatwień.

Bez słowa o "magicznych" materiałach.

Podobnie przemyślanie i prawdopodobnie poprowadzono postać Sama Tylera, w którego wcielił się John Simm w serialu Life on Mars. Tutaj wprawdzie główny bohater nie dokonuje aż takiego przeskoku jak Crane, bo to tylko 33 lata, poza tym zamiast skakać do przodu, Sam cofa się w czasie. Też jest zdezorientowany, nie wie co się dzieje, a poza tym cały czas ma wrażenie, że cała sytuacja po prostu mu się roi, a on leży w szpitalu w śpiączce. Nie zmienia to jednak faktu, że nie biega bezradnie, starając się wynaleźć szybko telefon komórkowy i internet, tylko bierze co mu "świat" daje i stara się jakoś ogarnąć.

A może to mi się pomyliło i oglądałam tylko sen o ludzkim wcieleniu Mastera?

Z kolei mam wielki problem z wychodzącym ostatnio serialem Outlander. Przyznam szczerze, że jakiś czas temu zdarzyło mi się przeczytać książkę, na podstawie której produkcja powstaje i właściwie nie spodobała mi się zbytnio. A najbardziej irytowała mnie główna bohaterka. Och, jak ja bardzo marzyłam o tym, by w końcu ktoś ją sprowadził do rzeczywistości! Niestety moje marzenia się nie spełniły, w serialu najwyraźniej również się nie doczekam. Co mnie jeszcze gryzie to to, że Claire nie zachowuje się odpowiednio. W ogóle nie widać po niej szoku jaki powinien wywołać skok w czasie. Bohaterka zachowuje się tak, jakby podróżowała w przeszłość codziennie po śniadaniu. A z tego co wiem, żaden z niej Władca Czasu.

Póki jest przy nas przystojny Szkot wszystko będzie w porządku. Kij tam szok kulturowo-cywilizacyjny.

Pomarudziłam sobie nieco, ale nie czuję się z tym źle, bo podobno to zdrowo ponarzekać sobie od czasu do czasu. Mimo wszystko mam nadzieję, że Sleepy Hollow nie zawiedzie mnie i utrzyma poziom, do którego mnie przyzwyczaił. Byłabym bardzo niezadowolona gdyby nagle zmienił się w twór outlanderopodobny. Takie mam małe marzenia.

Do następnego razu ;)

____________________

* A nawet i nie, bo Winchesterowie zdołali powstrzymać apokalipsę w ciągu jednego sezonu, a bohaterowie ze Sleepy Hollow męczą się z problemem już drugi sezon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz