Hej ;)
Kiedy byłam mała, nigdy nie byłam do końca pewna, jaki komunikat usiłują przekazać mi bajki i programy dla dzieci. Bo z jednej strony produkcje takie jak Pszczółka Maja* czy Dawno Temu w Trawie usiłowały mi udowodnić, że wszelkiego rodzaju żyjątka mieszkające na łąkach/polanach/trawnikach są przyjacielskie, pożyteczne i właściwie nie ma się czego bać; z drugiej strony jednak cała ogromna grupa innych bajek pokazywały bohaterki (no bo przecież bohater do takich rzeczy się nie zniża), które na sam widok jakiegoś owada czy niewielkiego stworzonka polnego reagowały krzykiem i piskiem. Nie wiedząc dokładnie w którą stronę powinnam pójść, zawsze w obliczu "starcia" z owadem lub czymś podobnym wybierałam wariant pośredni i zachowując dystans (dyktowany głównie wewnętrznym "ble") starałam się nieco lepiej przyjrzeć stworzonku.
Do czego jednak zmierzam, przytaczając tę historię? Ano, do refleksji nad tym co w "robalach" widzą twórcy filmowi/serialowi. Bo wychodzi na to, że u nich, zupełnie jak w bajkach z mojego dzieciństwa, także trwa konflikt, pomiędzy tymi, którzy pokazują, że podobne stworzenia są pożyteczne i tymi, u których wewnętrzne "ble" bierze górę. Przejdę może jednak do przykładów.
Tak, dziś wpis o filmowych/serialowych robaczkach ;)
Zacznijmy od strony chwalącej sobie wszelkie robakopodobne żyjątka. Po tej stronie barykady między innymi Doctor Who wraz z ogromnym memory worm**. Jak się łatwo domyślić, żyjątko to wpływa na pamięć, samym swym dotykiem będące w stanie wyczyścić wspomnienia z poprzedniej godziny. Co ciekawe, właściwie wszyscy zaprezentowani tutaj przedstawiciele robaczego rodzaju mają jakiś wpływ na umysł ludzki. Najwyraźniej żyjątka pasożytujące na ciele stały się już zbyt nudne.
Robak tak duży, że można pomylić go z telefonem.
Podobne podejście przedstawiają chociażby twórcy Autostopem przez Galaktykę, gdzie dzięki tzw. rybie Babel można było bez problemów zrozumieć wszelkie języki. Wprawdzie jest to z mojej strony lekkie naciągnięcie, bo w końcu ryba to nie robak, lecz zasada jej działania pozostaje ta sama. Niby pasożyt a mimo wszystko pożyteczny. Szczerze mówiąc sama chętnie dostałabym takie zwierzątko.
Małe, żółte i lepsze niż Google Translate.
Nie wszystkie jednak robakowate stworzenia są przyjazne. Udowadniają to między innymi twórcy Supernatural, robiąc z khan worm jednego z najpaskudniejszych i najmniej przyjemnych potworów w swoim uniwersum. Nie dość, że cholerstwo nieładnie wygląda to jeszcze łatwo się przenosi, pasożytuje na każdym i ubić go trudno. Konkursu na najpopularniejszego potwora na pewno by nie wygrał. Aczkolwiek nie zajął by też ostatniego miejsca, bo akurat w świecie braci Winchesterów nie musisz wyglądać paskudnie, żeby cię nie lubili (vide Dick Roman).
I jeszcze czarną maź po sobie zostawia...
Robak może też być ożywioną klątwą, czego uczy nas chociaż Spirited Away. Szybkie, zwinne, czarne, małe i bardzo podobne do pijawki, jednak na tyle wrażliwe, że łatwo da się zadeptać byle gołą stopą. Takie deptanie jednak nie jest chyba przyjemne, z drugiej strony jednak, czy deptanie po robakach było kiedykolwiek zapisywane do listy najfajnieszych uczuć na ziemi?
Giń, paskudna klątwo!
Cały powyższy wpis jasno dowodzi, że nie powinno się pozwalać oglądać Doctora Who o dziwnych porach, bo zaczynam pisać takie cuda. Niemniej jednak, należy się mimo wszystko cieszyć, że w rzeczywistości nie ma robaków wpływających na umysł ludzki (chociaż ile bym dała za rybę Babel!). Albo przynajmniej tak nam się na razie wydaje.
Do następnego razu ;)
_____________________
* A już za tydzień do kin trafi film o tym samym tytule. Wcześniej wymęczyli Smerfy i nic z tego dobrego nie wyszło. Czy ja mogę prosić o zostawienie moich dobranocek w spokoju?
** Chociaż nie jestem do końca pewna czy twórcy Doctora Who są całkowicie oddani obozowi chwalących. Wystarczy przypomnieć sobie "robaczka" nękającego przez pewien czas Donnę.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz