środa, 24 września 2014

Zanim nietoperz nauczył się latać

Hej ;)

Dziś będzie wpis niezamierzony. Przede wszystkim dlatego, że nie zamierzałam go pisać, a poza tym o serialu, którego właściwie nie zamierzałam oglądać. Mowa tu tym razem o serialu Gotham.

Przyznam się, że trochę zapomniałam, że ten serial miał powstać i gdyby nie to, że trafiłam na statystyki oglądalności*, w których był wspomniany, prawdopodobnie w ogóle bym się za niego nie zabrała. Jednak uznałam, że produkcja o mieście Batmana bez Batmana ma w sobie potencjał, więc postanowiłam zaryzykować. I, powiem szczerze, że moje zainteresowanie utrzymuje się na stałym, dość wysokim poziomie.


Serial prowadzony jest z perspektywy Jamesa Gordona - bohatera wojennego, który dopiero co wstąpił w szeregi policji Gotham. Nie jest to najwyraźniej miejsce dla niego, bo jego szlachetność, wysoka moralność i kierujące nim zasady na razie stają mu tylko na przeszkodzie. Nikt nie jest tak dobry jak Gordon, a już na pewno nie jego partner - Harvey Bullock - cyniczny, starszy stażem policjant, który utrzymuje dobre kontakty z mafią, nie ma nic przeciwko odstrzeleniu od czasu do czasu jakiegoś nadpobudliwego przestępcy. Obaj panowie zmuszeni są poniekąd współpracować, muszą ustalić zasady wspólnej pracy i przy okazji nie dać się zabić. Bo Gotham nie jest najbezpieczniejszym miastem na świecie.

Od razu wiadomo, kto w serialu będzie Dobrym Gliną.

Oprócz duetu policjantów przez kadr przewijają się też inne postaci, które kiedyś staną się znane w mieście. A przynajmniej niektórych jego kręgach. I tu właśnie twórcy chyba poszli o krok za daleko, bo postanowili wrzucić do jednego odcinka właściwie wszystkich bohaterów na raz. Mamy więc i młodego Bruce'a Wayne'a (no bo jak to - Gotham bez Batmana?), pałętającą się po mieście nastoletnią Kobietę Kot (i na razie na pałętaniu się jej rola się kończy), mówiącego zagadkami Edwarda Nygmę (mrug-mrug, widzu, łapiesz to? mrug-mrug), podlewającą kwiatki Ivy Pepper (jeszcze bardziej mrug-mrug, widzu!) i niezrównoważonego Oswalda, który nie lubi jak się przezywa go Pingwinem. Właściwie to tylko ten ostatni dostał nieco charakteru i kwestii do zagrania, co wyszło mu całkiem nieźle. Zobaczymy co z tego wyniknie, ale jeśli w każdym odcinku będę musiała śledzić wszystkie historie na raz to obawiam się, że wyjdzie z tego chaos i jakaś postać w końcu się zgubi w tym natłoku origin story.

Jak na razie jest to jedyna postać, która naprawdę zdołała przyciągnąć moją uwagę.

Za to rzeczą, która naprawdę wyszła twórcom serialu jest samo miasto. Gotham jest dokładnie takie, jakie powinno być - wielkie, mroczne, zatłoczone, niebezpieczne i kuszące nieodkrytymi jeszcze tajemnicami. Obok opanowanych przez mafię, ciemnych uliczek są tam też dumne gmachy i szerokie ulice dzielnic o nieco lepszej reputacji. Mam nadzieję, że twórcy postanowią pozwolić mi nieco lepiej poznać to miasto, bo byłaby to chyba jedna z najmocniejszych stron serialu. Z resztą, robienie z miasta bohatera jeszcze nigdy nie wyszło źle, o ile zabieg ten przeprowadzany jest z głową. A potencjał jest.

Gotham jest miastem, które chce się odkrywać.

Nie chcę oceniać, bo w sumie dostałam na razie tylko jeden odcinek, ale jestem pełna dobrej nadziei. Serial ma szansę stać się jedną z ciekawszych produkcji sezonu. Dlatego - pomimo, że nie miałam takiego zamiaru - będę uważnie śledzić to, co będzie miał jeszcze mi do zaoferowania. A nuż moje nadzieje nie okażą się płonne?

Do następnego razu ;)

_________________________

* Sama nie wiem czasami po co je przeglądam, ale najwyraźniej i ten mały, dziwny nawyk się do czegoś przydaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz