niedziela, 15 marca 2015

Guess who's back!

Hej ;)

Na samym początku należą się Wam, drodzy Czytelnicy, przeprosiny. Blog zamilkł, wydarzyło się to niespodziewanie i bez słowa wyjaśnienia, ale musicie mi uwierzyć - osobą najbardziej zaskoczoną takim obrotem spraw byłam ja. Jednak już się wstępnie ogarnęłam życiowo, więc mogę wrócić do dzielenia się z internetami moimi spostrzeżeniami. Cieszycie się? Ba ja bardzo.

Mniej więcej tak się zdziwiłam. I trwałam w zdziwieniu przez cały ten czas.

Dziś chcę powiedzieć Wam, drodzy Czytelnicy o paru rzeczach:

Rzecz pierwsza: Zacznijmy od sprawy smutnej. W czwartek (12.03) odszedł, ująwszy Śmierć pod rękę, jeden z największych pisarzy współczesnej literatury - sir Terry Pratchett. Świat poszarzał i stał się jakoś tak nieprzyjemnie mniej płaski. Już nie dostaniemy nowej książki, nie pobiegniemy za Rincewindem, nie wypijemy herbatki w towarzystwie Wiedźm i nie rozwiążemy kolejnej zagadki największego miasta Świata Dysku Ankh-Morpork wraz z komendantem Vimesem. Nie będzie kolejnego piętrowego przypisu, ani następnej trafnej uwagi na temat naszego - wcale nie tak różnego od Dysku - świata. Pozostaje tylko cieszyć się tym, co już i tak dostaliśmy i sięgać po pozostawione nam przez sir Terry'ego książki, wierząc, że gdzieś tam rozgrywa on partię szachów ze swoim starym przyjacielem Śmiercią.

Można nawet podpisać petycję do Kosiarza, żeby oddał nam Mistrza*. Chociaż nie jestem pewna czy zgodzi się go zwrócić. Ja bym się nie zgodziła.

Rzecz druga: Skończyłam oglądać House of Cards i... trwam w lekkim stuporze. Wprawdzie wszystko niemal prowadziło prosto do takiego zakończenia, jednak nie spodziewałam się, że twórcy ostatecznie po nie sięgną. I chyba właśnie to mnie najbardziej zdziwiło.
Za to odkryciem sezonu dla mnie był Paul Sparks, w roli pisarza. Jednak to zaskoczenie może wynikać z tego, że wcześniej znałam go jedynie z Boardwalk Empire, gdzie grał nieco irytującego śmieszka. Gdy cała ta śmieszkowatość zniknęła, okazało się, że pan Sparks to całkiem niezły aktor. Ciekawe czy gdzie indziej też gra tak przyjemnie.

Się działo, się dzieje i prawdopodobnie dziać się jeszcze będzie. I to sporo.

Rzecz trzecia: Bardzo mi się nie podoba to, co dzieje się w Vikings. Najpierw zabili mi [hm... spoiler?] Torsteina, czego wciąż nie jestem w stanie im wybaczyć, a teraz jeszcze pozbyli się Siggy [koniec spoilera]. Tak się nie robi, panowie. Przynajmniej reszta rzeczy jest w porządku i człowiek siedzi przed ekranem, bojąc się mrugnąć, żeby nie uronić przypadkiem jakiejś istotnej sceny. I tylko mam takie malutkie marzenie, żeby Athelstan się w końcu ogarnął**, bo to, co wyprawia to się zwyczajnie w głowie nie mieści. I guzik mnie obchodzi, że zagubiony i rozdarty.

A pamiętacie nieszczęśliwego Flokiego? Dalej jest nieszczęśliwy tylko już z zupełnie innych powodów.

Rzecz czwarta: Prawdopodobnie, o ile czynniki piracenia oglądalność się nie zmniejszy, czeka nas jeszcze długa przygoda z Grą o Tron, ponieważ twórcy zapowiedzieli, że byliby zainteresowani emisją serialu nawet do dziesięciu sezonów. W sumie czemu nie? Skoro już i tak oficjalnie oznajmili, że zamierzają w pewnym momencie pożegnać się definitywnie z książką i rozrabiać w Westeros po swojemu, to jeśli będą w stanie przedstawić jakąś spójną historię, która nie będzie na siłę naciągana i wydumana (*khem* Supernatural *khem*), nie będę miała raczej nic przeciwko. Może być ciekawie.

Brace yourselves.

Rzecz piąta: Powiem Wam w sekrecie, że już się nie mogę doczekać Daredevila. Trailery narobiły mi takiego apetytu na ten serial, że mam nadzieję, że spełni wszystkie pokładane w nim moje nadzieję. Naprawdę nie chciałabym żeby okazał się rozczarowaniem. Ale mam zaufanie w Netflixie i w Marvelu - akurat ci dwaj nasi przyjaciele udowodnili już na co ich stać. Więc może moje lęki i obawy są nieuzasadnione. Oby...

Im też nie pozostało nic poza czekaniem.

Tyle na dzisiaj.Wracam do buszowania w przepastnych otchłaniach internetów, bo w końcu czeka tam tyle niesamowicie interesujących rzeczy, które wymagają subiektywnego komentarza. A wiem, że tak lubicie moje subiektywne komentarze... prawda?

Do następnego razu ;)

__________________________________________

* Sam sir Terry pewnie zaśmiewa się z tego pomysłu do rozpuku.
** Właściwie to nie tylko on, ale tylko co do niego mam naprawdę poważne zastrzeżenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz