piątek, 20 marca 2015

Niedźwiedź i księżniczka (cud)

Hej ;)

Wiecie czego dawno nie było na tym blogu, drodzy Czytelnicy? Zachwytów. Ostatnio praktycznie nic (poza pewnymi niewielkimi wyjątkami) mi się nie podobało, więc nadszedł najwyższy czas żeby to zmienić. Dlatego dzisiaj porozmawiamy chwilkę o najnowszym odcinku Vikings, ponieważ był to epizod tak dobry, że mam wielką potrzebę podzielić się z Wami moimi wrażeniami.

Ach, no i na samym początku ponownie przypominam - nie jest to żadnego rodzaju recenzja, nie mam aż takich aspiracji. Znajdziecie tu po prostu zbiór subiektywnych uwag, płynących prosto z serca dzikiej fangirl. No i trochę spoilerów.

I na tym z grubsza mogłaby się ta notka zakończyć.

W moim niezwykle subiektywnym odczuciu The Usurper był odcinkiem na przeprosiny za wszystkie ekscesy, które bohaterowie wyrabiali ostatnio. I oczywiście nie mogę powiedzieć, że był idealny, bo swoje obowiązkowe głupotki miał, ale nie były one rażące. Poza tym mam wrażenie, że twórcy siedli przed pisaniem tego odcinka z listą wszystkich wątków, motywów i postaci i pozaznaczali wszystkie te, które mogły się widzom już zapomnieć, a mają jeszcze tyle potencjału w sobie, że warto byłoby je wykorzystać. Albo nie tylko przed tym jednym epizodem, a przed całym sezonem, ponieważ ewidentnie został on bardzo dokładnie przemyślany.

Najbardziej ucieszył mnie powrót do Rollo i jego niezadowolenia z tego, że cały czas stoi w cieniu swojego młodszego brata. Wyraźnie widać, że go to prześladuje, a wszystkie straty jakie poniósł po drodze tylko pogarszają tę sytuację. Nie było w tym odcinku chyba smutniejszej sceny niż ta, w której załamany Rollo usiłuje się ukarać, wdając się w bójkę z Bjornem. Subiektywne me serce płakało. Interesujące jest jednak to, co usłyszał od podejrzanie wesołego Wiedzącego. Powtarzana przez praktycznie cały odcinek przepowiednia zdaje się sugerować, że twórcy będą usiłować przekonać nas, że mamy do czynienia z tym szczególnym Rollo, który w przyszłości stanie się pierwszym księciem Normandii i bezpośrednim przodkiem pewnego Wilhelma. Byłoby to mocne nagięcie historii i nie wiem czy byłabym zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale w sumie nic nie jest jeszcze przesądzone i prawdopodobnie i tak się jeszcze zdziwię.

Złamany wiking to smutny widok. Mniej ich, proszę.
Ach, no i oczywiście, tradycyjnie - krew na twarzy!

Co do zdziwień, wspomnieć tu należy też króla Egberta i to co on wyrabia we własnym grajdołku. Początkowo, dzięki zgrabnie stosowanym przez twórców niedopowiedzeniom, byłam święcie przekonana, że kierują nim zupełnie inne motywy niż w rzeczywistości. Jednak, gdy w końcu okazało się, że król po prostu konsekwentnie realizuje swój plan umocnienia i powiększenia swojej władzy, wszystko nabrało innego sensu. Lubię być zaskakiwana w taki sposób.

Za to w małżeństwie Ragnara nie dzieje się najlepiej. Kryzys trwa sobie w najlepsze, a fakt, że pod nieobecność męża Aslaug wdała się w romans też raczej nie pomaga. Nawet jeśli - jak twierdzi Floki - kochankiem księżniczki był sam Odyn. Zdrada wciąż pozostaje zdradą - nawet w tak liberalnym społeczeństwie jak u wikingów. Zwłaszcza, że Aslaug a) nie jest jakąś pospolitą kobietą i jej podobne wybryki (z którymi się specjalnie nie kryła) mogły podkopać reputację Ragnara i b) przez nią zginęła Siggy oraz prawie zginęli Ubbe i Hvitserk. Matką roku to ona raczej nie zostanie.

Rozwód wyczuwam...?

Skoro już zahaczyliśmy o Ragnara to muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem tego jak grający go Travis Fimmel okrzepł w swojej roli. Widać, że czuje się w niej bardzo dobrze, już od jakiegoś czasu można zauważyć, że zaczął się nią swobodnie bawić i przychodzi mu to z wielką łatwością. Jest to mniej więcej ten sam poziom co Gustaf Skarsgård i jego interpretacja Flokiego, która od samego początku była genialna, przede wszystkim, że już na starcie postać ta miała swoje własne indywidualne gesty i niepowtarzalne zachowania, z którymi była kojarzona. Ragnar teraz dorobił się tego samego.

Co jeszcze łatwo wpada w oko to praca kamery i to, jak ładnie teraz wyglądają poszczególne kadry. Vikings nigdy nie było brzydkim wizualnie serialem, ale w tym odcinku wyglądało jakoś wyjątkowo. Zarówno na scenę bójki Bjorna i Rollo jak i na naradę u króla Egberta patrzyło się niezwykle przyjemnie. Nie wiem czy to kwestia zmiany kamerzysty/scenarzysty czy po prostu dzięki temu, że serial ma większy budżet, większe są i płace, więc kamerzyście/scenarzyście chce się bardziej, ale wyniki tego są bardzo miłe i zadowalające. Mam nadzieję, że utrzyma się to do końca serialu.

Za kostiumy i charakteryzację też chciałam dać plusik, ale nie mogę przecież aż tak słodzić.

Uch, rozpisałam się nieco. Świadczy to jednak tylko i wyłącznie o tym jak wielkie wrażenie zrobił na mnie ten odcinek. I wiecie co, drodzy Czytelnicy? Właśnie takie odcinki jak The Usurper sprawiają, że Vikings to tak dobry serial. Dlatego wybacza się mu drobne potknięcia i lekkie nieścisłości historyczne. I - przede wszystkim - dlatego z taką niecierpliwością oczekuje się na każdy następny odcinek.

Do następnego razu ;)

PS.
Mogłabym opisać jeszcze kilka innych rzeczy, które pojawiły się w tym odcinku, ale nie zamierzam tego robić - idźcie wyrobić sobie własną opinię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz