środa, 7 stycznia 2015

O powrotach nawet po krótkiej przerwie

Hej ;)

Przerwa w emisji jest rzeczą straszną. Już nawet nie wspominam o takich upiorach, które przytrafiają się co sezon Sherlockowi - nie popadajmy w przesadę. Mam tu na myśli nieco krótsze przerwy, które trwają na tyle długo, że widz na chwilę zapomina o tym, że oglądał jakiś serial, by nagle wybuchnąć mu w twarz. W przypadku niektórych produkcji, które dorobiły się aktywnego fandomu, podekscytowanie zbliżającą się premierą nowego odcinka narasta stopniowo, więc czasami trudno jest ten wyjątkowy dzień przeoczyć.

Dzisiaj jednak przekonałam się na własnym przykładzie, że czasami, w natłoku innych spraw, można zapomnieć o tym, że na daną produkcję się czeka. Zapomniałam o tym, że - najprościej rzecz ujmując - tęsknię za bohaterami i ich problemami, które pozwalają mi na chwilę zapomnieć o moich własnych. Jak to się mogło stać? Czyżby to oznaczało, że jednak - wbrew wszelkiej logice - posiadam jeszcze jakieś życie poza internetami?

Serialem, który uświadomił mi tę intrygująco fascynującą sprawę było Gotham. Obejrzałam dziś odcinek po prawie miesięcznej przerwie i nagle zdałam sobie sprawę, że brakowało mi Jima Gordona i Harveya Bullocka. Psychopatycznego Oswalda Cobblepota też mi brakowało. I nawet Selina Kyle nie była aż tak irytująca jak zazwyczaj. Już dawno żaden odcinek nie sprawił mi takiej radości. Strach pomyśleć co będzie się działo jak na anteny wróci Constantine lub Vikings. Nie wspominając już nawet o Sherlocku.

Mniej więcej tak się ucieszyłam.

Myślałam, że podobne odczucia wzbudzi we mnie nowy odcinek Sleepy Hollow, ale chyba czegoś jednak zabrakło. Nie wiem do końca czemu nie mogłam tak bardzo cieszyć z nowych perypetii Ichaboda, Abbie i spółki. Podejrzewam, że winę ponosi tu Kathrina, która ma chyba jakąś niezdrową misję zbawiania świata. Zastanawiam się dlaczego Ichabod jej zwyczajnie nie zostawi. Generalnie cały odcinek nieco mnie zawiódł, ponieważ twórcy chyba zamierzają udowodnić nam, że tak na prawdę kręcą teraz poważny serial. Wiecie, taki o demonach, czarownicach, apokalipsie i aniołach*... Niestety nie może się to udać, więc niech produkcja wróci do swojego poprzedniego kształtu.

Przynajmniej Crane wciąż wygląda pięknie i dostojnie, nawet jak celuje do kogoś z broni.

Dość już marudzenia. Nie można być ponurym, gdy Gotham zaliczyło dobry odcinek, a Marvel wypuścił w końcu trailer Ant-Mana. Tyle radości i dobra na świecie! Dlatego zostawiam Was już i idę dalej wegetować w moim kawałku internetów. Kto wie? Może następny dzień przyniesie kolejne powody do radości?

Do następnego razu ;)

___________________________________

* Co do anioła - Sleepy Hollow udało się przebić Supernatural. Orion jest równie irytujący jak Metatron, co wcale mi się nie podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz