Hej ;)
Na zeszłorocznym Pyrkonie byłam na cudownej prelekcji, której tematem przewodnim były wszelakie "inkarnacje" Sherlocka Holmesa, prowadzoną przez duet składający się z dwóch pań: Ewa "Toroj" Białołęckiej oraz Magdaleny "Serathe" Grajcar. Poza wszystkimi "oczywistościami", które znają wszyscy*, pojawiły się produkcje nieco mniej popularne, których grono odbiorców jest odrobinę mniejsze. Między innymi mowa była o wszystkich wcieleniach największego detektywa wszech czasów, które pojawiły się w Mateczce Rosji.
Wśród nich wspomniane było osiemnastominutowe animowane maleństwo pt. Шерлок Холмс и доктор Ватсон: Убийство лорда Уотербрука** w reżyserii Aleksandra Bubnowa. Przyznam, że niezwykle mocno zapadło mi ono w pamięć, ponieważ była to naprawdę dobra parodia wszystkiego, co się z klasycznymi historiami o panu Holmesie kojarzy. Oprócz tego wyszukiwanie wszystkich, czasami bezczelnych nawiązań do oryginalnych dzieł Conan-Doyle'a, sprawia w tym wypadku naprawdę wiele radości. Zanotowawszy nazwę tworku w pamięci, wyszłam po zakończeniu prelekcji bogatsza o nową wiedzę fanowską.
W internetach można znaleźć wersję z angielskimi napisami (ta wersja niestety przeznaczona jest dla rosyjskojęzycznych).
Jednak dziś dokonałam odkrycia, które niezwykle uradowało me subiektywne serce. Okazuje się, że pan Bubnow nie poprzestał na jednej animacji. Co więcej, w swoim następnym tworze poszedł o krok dalej i wymyślił nieco bardziej skomplikowaną historię, poprawił grafikę i animację, w efekcie czego dziełko nie ma już osiemnastu minut a niemal czterdzieści. Animacja nazywa się Шерлок Холмс и чёрные человечки*** i jest tak bezsensownie urocza, że uznałam, że zasługuje na wspomnienie we wpisie.
Tym razem Youtube dysponuje wersją z napisami. Tutaj prezentuję pierwszą z sześciu części.
Dlaczego jednak o tym wszystkim wspominam? Ponieważ uważam za niesamowicie niesprawiedliwe zdanie, które przeczytałam dziś na jednym z serwisów mniej więcej fanowskich, że za naszą wschodnią granicą nie robi się dobrych filmów/seriali, a ichniejsza kultura popularna nie jest funta kłaków warta. Zdenerwowałam się, gdy to przeczytałam. To, że jesteśmy zalewani wręcz wszelkimi tworami popkulturowymi z Zachodu wcale nie oznacza, że wschód Europy swojego dorobku nie ma.
Manwё dosyć wyraźnie wyraża swoje i moje zdanie na ten temat (obrazek stąd - strony niesamowitej pochodzącej z Rosji artystki-fanki Tolkiena).
To trochę smutne, że w erze ogólnej globalizacji i internetowego dostępu właściwie do każdego zakątka świata, granica języka/alfabetu wciąż jest granicą niemal nieprzekraczalną. Zachwycamy się zachodnioeuropejskimi wytworami, zapominając o tym, że tuż obok funkcjonuje ogromny przemysł rozrywkowy (i nie tylko), który wystarczyłoby odrobinkę głębiej zbadać, żeby odkryć fascynujące rzeczy, zamiast z góry przekreślać tylko z powodu "ruskich znaczków".
I żeby było jasne - nie uprawiam tu żadnej rosyjskiej propagandy i nie twierdzę, że wszystko, co idzie z Zachodu jest złe, zgniłe i śmierdzi żarłocznym kapitalizmem. Jestem od tego jak najdalsza - w końcu chłonę zachodnią popkulturę zachłannie i w każdej postaci. Ale nie jestem w stanie też znieść tego, gdy nagle okazuje się, że monopol na kulturę przyznaje się tylko wybranym, którzy mieli to szczęście, że ich język stał się językiem, którym mówią wszyscy. Bo na wschodzie też się dzieje - wystarczy mieć tylko odrobinę chęci, żeby tam zerknąć.
Do następnego razu ;)
_________________________________
* Albo przynajmniej słyszeli, lub wstydzą się przyznać do ignorancji w temacie.
** W wolnym tłumaczeniu: Sherlock Holmes i dr Watson: Zabójstwo lorda Waterbrooka
*** Po naszemu: Sherlock Holmes i czarne ludziki/człowieczki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz