wtorek, 3 lutego 2015

Seriale, które odeszły za wcześnie

Hej ;)

Kiedy jest się osobą taką jak ja, która ogląda nieprzyzwoicie wręcz dużo seriali, zarówno tych trwających niemal lata świetlne jak Supernatural, czy radosnych miniseriali, którymi szczodrze obdarza nas telewizja brytyjska, czasami można zapomnieć, że istnieją też produkcje, które mają zakończenie, a jednocześnie nie trwają trzy, ewentualnie pięć odcinków. Jakoś tak dziwnym trafem człowiek skupia się akurat na tym, co trwa, zapominając, że wszystko prędzej czy później osiąga swój koniec*.

Dzisiaj jednak ta prozaiczna prawda przypomniała mi o sobie w całej okazałości. Co więcej, zrobiła to w najgorszy możliwy sposób, jeśli chodzi o strefę serialową. Albowiem nie dość, że zostawiła mnie bez kolejnego odcinka, to jeszcze zakończyła się w taki sposób, że usiadłam na chwilę, nie wiedząc czy się rozpłakać ze złości czy może ograniczyć się do skromnego WTF. Cała ta sytuacja dodatkowo przypomniała mi o tych wszystkich serialach, które zostawiły mnie w podobnym stanie.

Najmniejszego pojęcia...

Dlatego, aby nieco odciążyć moje bolące serce, postanowiłam podzielić się z Wami, drodzy Czytelnicy krótkim spisem seriali, które nie powinny zostać zdjęte z anteny w tym momencie, w którym zostały. Podobno ból dzielony z innymi zmniejsza się. Wypróbujmy tę teorię.

1. The Hour
Serial, którego zakończenia nie mogę przeboleć**. Najgorsze jest to, że cała masa ludzi usiłuje wmówić mi, że ta produkcja miała dobre zakończenie i cała historia, z wszystkimi jej wątkami została rozwiązana. A ja i tak wiem swoje. Serial miał potencjał na jeszcze co najmniej jeden sezon, a poza tym nie wiadomo w stu procentach co się stało [spoiler... chyba?] z Freddym [koniec spoilera]. A przynajmniej ja nie jestem gotowa na przyjęcie tego do wiadomości. Wiem, że traumę post-thehourową mam nie tylko ja i gdyby nagle, jakimś niesamowitym cudem, okazało się, że BBC jednak wraca (nie, nie wraca, szans takich nie ma) do tego serialu, w anglofilskim zakątku internetów wybuchłaby dzika, nieopanowana radość. Ale w sumie czemu ja się wciąż łudzę...

Serialu z taką obsadą się zwyczajnie nie kasuje!

2. Endgame
Przykład nieco podobny do The Hour, z tym że kanadyjski i z zupełnie innej kategorii. Tutaj też pojawiają się głosy, że historia Arcady'ego Balagana znalazła swój koniec, ale ja jedno wiem na pewno - koniec ma tu tylko moja cierpliwość. Widać jak na dłoni, że ostatni odcinek został dopisany "na szybko", w momencie, gdy twórcy dowiedzieli się, że nie dostaną drugiego sezonu. Więc może i dowiadujemy się kto jest głównym knujem, ale wszystkie inne wątki poboczne (ba, wątek główny też jest potraktowany po macoszemu) zostały zamiecione pod dywan. W końcu kto zwraca uwagę na jakiekolwiek inne historie niż ta wiodąca?

Ta dwójka znalazła potem zatrudnienie w "Hannibalu" u Fullera, który też ze szczęścia do wielosezonowych produkcji nie słynie.

3. Dirk Gently
Brytyjska produkcja, która doczekała się aż czterech odcinków zanim wyrzucono ją z ramówki. Nie zdziwiłoby mnie to zbytnio, ponieważ Brytyjczycy znani są przecież ze swoich czteroodcinkowych miniseriali, gdyby nie fakt, że akurat Dirk Gently nie był wymyślany jako taki. Wobec czego serial skasowano zanim w ogóle zdążył nabrać rozpędu. Szkoda, ponieważ był oparty*** na książce Neila Gaimana, a takich produkcji nigdy nie będzie za dużo.

Nieeee... Wcale nie przypomina innego brytyjskiego serialu, który jakoś tak dziwnym trafem wyszedł mniej więcej w tym samym momencie.

4. Wonderfalls
Ten serial miał tego pecha, że jego twórcą był Bryan Fuller, a jak wiadomo temu panu jak dotąd udało się nakręcić tylko jedną produkcję, która dotrwała trzeciego sezonu i jest to Hannibal, co właściwie dziwi sporą część fandomu do teraz. Wprawdzie Wonderfalls nie było aż tak ambitne, mroczne czy nawet na aż tak wysokim poziomie artystycznym. Powiedziałabym, że było... hmm... urocze. I w sumie nie postąpiono z nim aż tak do końca źle - jak się przymknie oko na kilka nieistotnych szczegółów, można prawie zapomnieć o tym, że historia ewidentnie była rozpisana na więcej niż półtora sezonu.

Jeśli wydaje się Wam, że Fuller ma swój mały dream-team, który pojawia się w niemal jego każdej produkcji to macie rację.

5. Pushing Daisies
Kolejna ofiara klątwy Fullera. Niestety, w odróżnieniu do Wonderfalls, w tym przypadku nie można mówić o jakimkolwiek domknięciu wątków. Serial zostawia widza w momencie, gdy akcja jest rozgrzebana do granic możliwości, pojawiają się nowe postaci, które nawet nie mają czasu żeby zrobić cokolwiek konstruktywnego, a ostatnie minuty ostatniego odcinka ewidentnie były wymyślane na szybko, byle dać historii jakiekolwiek zakończenie. Efekt jest smutny i irytujący. Wprawdzie jakiś czas temu po internetach krążyły plotki jakoby miał powstać krótki film telewizyjny, w którym należycie zakończono by wszystkie wątki, jednak temat jakoś umarł i raczej nie sądzę, żeby kiedykolwiek miano do niego wrócić. Więc subiektywne me serce wciąż płacze.

Chcę powrotu mojego bajkowego serialu!

No, to by było na tyle. Mogłabym jeszcze wspomnieć o Galavancie lub Ripper Street, ale los pierwszego jeszcze nie jest przesądzony (a przynajmniej nie dopuszczam do siebie innej możliwości), a drugi miał to szczęście, że dostał finalny, zamykający wszystkie wątki sezon od Netflixa. Dlatego nie zostaną włączone w tę listę. Z resztą już w obecnym swoim kształcie jest wystarczająco smutna.

Do następnego razu ;)

______________________________________

* A przynajmniej tak mi mówiono.
** Co pewnie było i jest do zauważenia.
*** Luźno, bo luźno, ale zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz