piątek, 13 lutego 2015

Krótka i tragiczna historia mojego oporu

Hej ;)

Ciężka sprawa z tym całym Marvelem, drodzy Czytelnicy. Człowiek czasami jest już nieco zmęczony tymi wszystkimi napływającymi ze wszech stron inforamcjami o nowym filmie/serialu/aktorze/trailerze (niepotrzebne skreślić). Z drugiej jednak strony...

No właśnie.

Jakiś czas temu postanowiłam, że nie będę wiernopoddańczo brać wszystkich wyrobów marvelowskich twórców z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo a) jest jeszcze tyle ile innych, interesujących produkcji i b) sama ilość seriali/filmów Marvela jest imponująca i przytłaczająca. Zamierzałam trwać w moim postanowieniu twardo i jak najbardziej wytrwale.

Jednak Marvel to cwana i podstępna bestia i tak łatwo potencjalnego widza (a tym samym źródło zysków) z rąk nie wypuści. Dlatego najpierw sprytnym posunięciem angażowym spowodował, że obejrzę co najmniej trzy odcinki serialu, do którego zupełnie miałam zamiaru podchodzić*, a potem napuścił na mnie moich znajomych, którzy zaczęli nienachalnie, aczkolwiek systematycznie nakłaniać do zapoznania się z inną produkcją.

Twarda i wytrwała byłam mniej więcej do dzisiejszego popołudnia, kiedy to w końcu złamałam się i obejrzałam pierwszy odcinek Agent Carter i... przepadłam. Zamiast uczyć się do poprawki, spędziłam całe popołudnie nadrabiając te epizody, które już miały swoją emisję. Szlag...

Oskar Zrzęda jest idealną ilustracją do tego wpisu.

Jak walczyć ze stworem, który z taką łatwością owija sobie mnie człowieka wokół palca? Zwłaszcza, gdy ma jeszcze świetnego sojusznika w postaci niezwykle silnej słabej woli? Ech, życie nerda jest ciężkie...

Do następnego razu ;)

PS.
Pojawił się pierwszy trailer The Crimson Peak. Jeśli ten film spełni wszystkie obietnice, które złożył w trailerze ma szanse być naprawdę dobrym. No i halo - ma Hiddlestona w swoich szeregach!

_________________________________________

* Tak, obecność Davida Tennanta jest dla mnie wystarczającym powodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz