poniedziałek, 24 listopada 2014

Słowo o żałości

Hej ;)

Nastał najsmutniejszy dzień tygodnia, czyli poniedziałek. Poza tym skończył się cudowny weekend, pełen słodkiego lenistwa i dzikiego konwentowania. A w dodatku za oknem pada deszcz (ze śniegiem D; ). Nic tylko siąść w kąciku i się załamać. Dlatego postanowiłam opowiedzieć Wam o żałości. Dokonam dziś króciutkiego przeglądu postaci, które w jakimś momencie swojego życia znalazły się w stanie przejmującego smutku lub żałości.

1. Jeffrey Dahmer
Jedna z pierwszych filmowych ról Jeremy'ego Rennera. Dowiedziałam się o niej właściwie przypadkiem, gdy przeglądałam przepastne otchłanie internetów*. Przez chwilę przypatrywałam się znalezionemu gifowi, a w moim umyśle kołatało się tylko jedno słowo: żałość. Serio. Nie ma chyba innego ujęcia, w którym Renner wyglądałby jak najsmutniejsza na świecie kupka nieszczęścia.

Proszę państwa, oto wizualna definicja żałości.

2. Will Graham
To jest postać, która w internetach uchodzi wręcz za personifikację nieszczęścia i biedności. Praktycznie przez cały pierwszy sezon Hannibala Will nie robi nic innego tylko jest biedny. A im bliżej finału tym gorzej. Nie bez przyczyny fandom zorganizował szeroko zakrojoną akcję pod hasłem Somebody please help Will Graham. Niestety, do pomagania Willowi zgłaszały się głównie nieodpowiednie osoby, więc wciąż pozostawał biedny.

Hannibalu, akurat nie ciebie fandom miał na myśli.

3. Dziesiąty Doctor
Już gdzieś pisałam, że Doctor Tennanta jest najsmutniejszym wcieleniem, jakie się dotąd pojawiło. Obrywa przy historii Rose, to głównie jego męczy Master i to w sposób wyjątkowo okrutny, a na końcu dobija się go najbardziej niesprawiedliwą i smutną regeneracją w historii. Dlatego, pomimo, że właściwie przez cały czas swojej obecności jest niesamowicie zakręconym, pozytywnym bohaterem, gdzieś w tle czai się czarna masa smutku, która ciąży tej postaci. I nie ma znaczenia jak daleko Dziesiąty** ucieknie - ten smutek czai się w jego cieniu, więc nie ma szans od niego uciec.

Pożegnanie z Donną też nie przysporzyło mu powodów do radości.

4. John Constantine
Kolejna postać, którą stworzono chyba po to by stała w deszczu i wyglądała smutnie. Może nie jest to poziom żałości Dahmera czy smutku Dziesiątego, jednakże wciąż jest to smutny Brytyjczyk w deszczu. Podejrzewam, że brytyjscy aktorzy w trakcie swoich studiów muszą zdać egzamin ze stania ze smutną miną w deszczu. Nie mam jeszcze na to dowodów, ale wprawa z jaką to robią nie może być przypadkowa.

Zapadany Constantine.

5. Gabriel
Podejrzewam, że deszcz, który padał na Gabriela, był w rzeczywistości potokiem łez, które wylały się, gdy ten archanioł zginął. Dobra, oszukuję - nie był to deszcz tylko zraszacz, a Gabriel wcale nie zginął i jeśli ktokolwiek ma odwagę twierdzić odwrotnie, musi liczyć się z dzikim fandomem, który jest gotów bronic swojej fazy zaprzeczenia. Aczkolwiek Gabriel sam w sobie jest postacią nieco tragiczną, która ginie tylko i wyłącznie dlatego, że w końcu się zaangażowała. Powinniśmy wyciągnąć z tego jakąś naukę, moi drodzy.

Oczywiście, że nie. Przecież duże archanioły nie płaczą.

6. Sam Winchester
Nie. Nie zamierzam przeprowadzić teraz analizy psychologicznej tej postaci, ani nawet zastanawiać się nad tym jak bardzo jest biedna i dlaczego. Nie tym razem. Dziś chcę przypomnieć jeden odcinek, w którym Sam stał się niemal (jakby na to nie patrzeć do Willa Grahama nieco mu brakuje) uosobieniem żałości. Jest to odcinek Bad Day at Black Rock. Pojawia się tam jedna cudowna scena, gdzie Sam jest biedny tą biednością, która kwalifikuje do kocyka i gromadki szczeniaków. A wszystko przez buta.

Bida i żałość, proszę państwa.

7. Crowley
Podziwiam tę postać za to, że pomimo tego, że jest już obecna w serialu całkiem sporo czasu, dopiero w dziewiątym sezonie poddał się ogólnoserialowej tendencji do ubiedniania bohaterów. Crowley trzymał się dzielnie, jednakże i on poległ i musiał odbębnić swoją porcję płaczu, smutnych minek i złamanych serduszek. Całe szczęście już się nieco otrząsnął, jednak cały czas coś się tam w tle tli.

To, co słyszeliście, było dźwiękiem pękającego serduszka Crowley'a.

I w ten oto magiczny sposób przebiegliśmy przez galerię biedności, która przewinęła się przez najróżniejsze filmy/seriale. Aż mi się samej zrobiło smutno. Dlatego jutro pomyślę nad czymś weselszym. Obiecuję.

Do następnego razu ;)

_________________________________

* No jakżeby inaczej, prawda?
** Co prawda podobnie można by powiedzieć o właściwie każdym Doctorze, ale wg mnie najbardziej uwidocznione jest to właśnie w Dziesiąty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz