wtorek, 18 listopada 2014

Wpis jednego aktora

Hej ;)

Wspominałam już kiedyś, że jednym z moich ulubionych filmów, które znam na pamięć a i tak mogę oglądać w kółko jest Constantine z 2005, prawda? Nie wiem dlaczego tak jest, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że przez znaczną część internetów uważany jest on za produkcję wybitnie złą i krzywdzącą*. Najwyraźniej w grę wchodzą tutaj gusta, o których podobno się nie dyskutuje. W każdym razie jest to jedna z pozycji w moim TOP 10. I przede wszystkim dlatego niezmiernie ucieszyłam się na wieść o tym, że stacja NBC zamierza nakręcić serial o tym samym bohaterze.

Jesteśmy już po czwartym odcinku. I wiecie co, drodzy Czytelnicy? Pomimo moich poważnych obaw co do tego serialu, bo nie ma produkcji, której nie można spieprzyć, jak na razie serial mi się podoba. A to, co jest w nim najfajniejsze to John Constantine. A właściwie grający go Matt Ryan. Dlatego dziś będzie trochę ochów i achów, albowiem czeka Was dzisiaj wpis pochwalny.

Od razu uprzedzam, że wypuszczam moją wewnętrzną fangirl. Czujcie się ostrzeżeni.

Uważam - i wiem, że nie jestem osamotniona w tym przekonaniu - że twórcy nie mogli lepiej trafić z castingiem Johna Constantine'a. Serio. Matt Ryan sprawdza się świetnie w tej roli. Generalnie uważam, że serial tylko by zyskał, gdyby ograniczyć jeszcze bardziej postaci drugoplanowe, bo gdyby Constantine stał się głównie przedstawieniem jednego aktora można by wycisnąć z niego więcej głębi. Mattowi udało się osiągnąć coś, co jest niezwykle trudne - stworzył postać, która pomimo bycia cynicznym, wyrachowanym sukinsynem daje się mimo wszystko lubić. I - przede wszystkim - nie jest płaska. Po Johnie widać, że kryje się za nim wiele bolesnych historii, a także ma świadomość, że będzie zmuszony jeszcze niejedno poświęcić. Nie podoba się mu to, boli go to, ale i tak robi swoje, bo inaczej w głębi duszy nie umie. I pan Ryan jest w stanie to zagrać.

Oczywiście nie można ograniczać się do samych tragicznych scen.

Skoro już pojawił się tragizm to nie można zapomnieć o tym, że Matt jest Brytyjczykiem (Walijczykiem, żeby być dokładnym), więc tragizm ma właściwie we krwi. Pewnie w przedstawieniach szekspirowskich swoje już zagrał, poza tym nie straszny jest mu żaden deszcz. A mam wrażenie, że akurat deszczu w tym serialu brakować nie będzie, więc obycie z tym zjawiskiem atmosferycznym to dodatkowa zaleta. A gdzie indziej szukać takich ludzi jak nie na Wyspach?

Zapadany Matt wygląda prawie tak samo smutno jak zapadany Tennant.

Z byciem Brytyjczykiem wiąże się jeszcze jedna zaleta. Akcent. Poważnie. Byłabym w stanie oglądać ten serial tylko po to, by słuchać tego, w jaki sposób Matt mówi. Te wszystkie mate, luv i inne podobne wstawki tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu. A może to tylko moje spaczenie i wcale brytyjski akcent nie jest tak cudny? Hm... Naah.

Zagłuszenie tego głosu lektorem lub (o zgrozo!) dubbingiem byłoby grzechem.

Gdzieś już wspominałam, że Matt Ryan miał swój występ gościnny w Vikings. Niby nie ograł się tam jakoś niesamowicie**, jednak wyniósł stamtąd jedno przyzwyczajenie. Dla Wikingów właściwe jest, że w każdym odcinku jest chociaż jedna osoba, która ma krew na twarzy (serio - sprawdziłam). Matt nieco zmodyfikował tę tradycję, albo po prostu twórcy nie pozwolili mu na takie zabawy, i praktycznie w każdym epizodzie ma twarz czymś umazaną. Co znaczące - mam wrażenie, że aktorowi się to dosyć podoba.

Przyzwyczajeń z "Vikings" ciężko się pozbyć.

Na koniec tylko dodam, że moim Matt Ryan nosi strój Castiela lepiej Misha Collins. Generalnie lepiej wygląda niż Misha Collins. Hej, wystarczy na niego popatrzeć, żeby to stwierdzić. Posiadanie takiego wyglądu jak Matt zawsze jest zaletą. Z drugiej strony przemysł filmowy/serialowy obfituje w osoby, które wyglądają świetnie, więc w sumie czemu ja się dziwię...

Uwielbiam mężczyzn w prochowcach ;)

OK, dzika fangirl już się wyszalała. Pora zamknąć ją w klatce w mózgu, gdzie powinna siedzieć przez większość czasu i zająć się czymś konstruktywnym. A powyższy wpis niech tu wisi ku przestrodze, co się dzieje, gdy dzika fangirl biega w samopas.

Do następnego razu ;)

____________________________

* Nie wiem dokładnie kogo, ale internety są gotowe bronić wszystkich przed złem, które ten film wyrządza.
** Grał wieśniaka w tle. Rola życia, moi państwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz