środa, 5 listopada 2014

O nieprawdziwości

Hej ;)

Znowu zamierzam to zrobić. Znowu będę się wypowiadać na temat, który został przedyskutowany już na wszystkie sposoby i z możliwie każdej strony. Ale co mi tam. Czuję silną potrzebę wyrażenia własnego zdania, a przecież właśnie między innymi z tego powodu powstał ten blog.

Jak podaje The Guardian, Christopher Nolan odmówił nakręcenia sceny po napisach do Man of Steel, o co poprosiło go studio Warner Bros., ponieważ takich rzeczy nie powinno się robić przy produkcji prawdziwych, poważnych filmów. Informacja od razu doczekała się oskarżenia, że słowa reżysera zostały przekręcone i wyrwane z kontekstu, więc powinna zostać sprostowana. Jednakże słowo się rzekło jak to mówią, a ja mam kilka uwag.

Jak jest się Sławnym Panem Reżyserem to trzeba bardzo pilnować tego, co się mówi.

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że wcale się panu Nolanowi nie dziwię, że nie chce poddawać się presji studia. Jakby na to nie patrzeć praktyka umieszczania sceny po napisach kojarzona jest przede wszystkim z Marvelem i wszelkie podobne zabiegi zostałyby prawdopodobnie od razu okrzyknięte próbą podrobienia marvelowskiego pomysłu. Poza tym nie wiem dlaczego panom z Warner Bros. tak bardzo na czymś takim zależało. Czyżby wydawało im się, że to właśnie w tym tkwi sekret sukcesów MCU? Że ludzie chodzą do kina po kilka razy na jeden film tylko dlatego, że po liście płac dostają dodatkową kilkunastosekundową sekwencję? Jeśli tak to pozwolę sobie poinformować panów, że niestety są w błędzie. Tajemnica tkwi gdzieś indziej, więc proszę zastanawiać się dalej.

Może tańczący Groot podbił serca fanów, ale nie on zdecydował o sukcesie całego filmu.

Z drugiej jednak strony słowa pana Nolana nieco mnie zirytowały i zasmuciły zarazem. Dlaczego? Wcale nie dlatego, że myślę, że gdyby na końcu Man of Steel pojawiła się scena po napisach, film stałby się lepszy*. Zabolało mnie stwierdzenie, że produkcje, które posiadają takie "bonusy", czyli tak na dobrą sprawę wszystkie filmy Marvela nie są poważne i prawdziwe. OK, jestem w stanie się zgodzić, że Marvel bardzo dawno zrezygnował z kręcenia poważnych produkcji. Tamtejsi twórcy zrozumieli, że kręcą adaptacje komiksów, a te nigdy w swoim zamyśle w pełni poważne nie były. Mogą się zdarzyć poważniejsze momenty, jednak przekonywanie świata, że w kosmosie i na Ziemi wciąż pada deszcz nie ma prawa się udać. I, jak pokazuje doświadczenie DC, raczej się nie udaje. Za to zarzutu, że takie filmy nie są filmami prawdziwymi zupełnie nie rozumiem. Jeśli nie prawdziwymi to jakimi, panie Nolan? Chińskimi podróbkami?

Loki właśnie dowiedział się, że jego film nie jest prawdziwy.

Jak w ogóle można oceniać prawdziwość filmu? Jak jakikolwiek film może być nieprawdziwy? Czy gdzieś we Wszechświecie istnieje lista wytycznych, które musi spełnić produkcja filmowa, żeby zasłużyć na miano prawdziwej? A może tylko dzieła Christophera Nolana są prawdziwe, a wszystkie inne to... no właśnie - co? Tyle pytań i właściwie brak jednoznacznej odpowiedzi. Albo może jest jedna: pan Nolan dotarł w swym zadufaniu na takie wyżyny, że w jego uznaniu wszystko, co nie spełnia jego zamysłów, a ma czelność pobijać jego twory w rankingach jest tylko błędem w Matrixie i w rzeczywistości nie istnieje. Aczkolwiek ja się tam nie znam - nie nakręciłam żadnego filmu, ani nieprawdziwego ani tym bardziej jednego z tych prawdziwych.

Jedyny i prawdziwy film. Przyjrzeć się i zapamiętać.

Może nie jestem w moich przemyśleniach najbardziej oryginalna. Pewnie też nie najmądrzejsza. Jednakże bardzo denerwuje mnie, gdy ktoś ocenia - jakby na to nie patrzeć - efekty czyjejś pracy przez pryzmat swojego własnego ego. Tak być nie powinno. I kropka.

Do następnego razu ;)

P.S.
Benedict Cumberbatch się zaręczył. Co nam mówi ta informacja? Że wolnych aktorów zostaje coraz mniej!

_____________________________________

* Nie wiem jak niesamowita ta scena musiałaby być, by uratować ten film od męczącej nijakości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz