wtorek, 9 grudnia 2014

Kiedy ranne wstają zorze...

Hej ;)

Wiem, że już kiedyś o tym pisałam, ale muszę to powtórzyć: wtorki są okropne. A właściwie nie same wtorki jako takie, tylko fakt, że zaczynają się barbarzyńsko wręcz wcześnie. Nie jestem przystosowana do funkcjonowania przed 9, a każda próba zmuszenia mnie wtedy do jakiejkolwiek konstruktywnej czynności z góry skazana jest na porażkę. Wiem oczywiście, że istnieje gdzieś tam cała rzesza ludzi, którzy zmuszeni są wstawać z pierwszym brzaskiem (a czasami nawet wcześniej) i mój jeden marny wtorek nijak ma się do ich heroicznych wyczynów. Współczuję takim ludziom z całej dostępnej powierzchni sercowej.

Niemniej jednak, skoro już w tytule bloga pojawiło się magiczne słówko subiektywnie, upoważnia mnie ono do narzekania na wybrane tematy, co z radością czasami uczynię. Dlatego dziś będzie mała porcja analizo-marudnika na temat porannego wstawania.

Mniej więcej tak wygląda każdy mój poranek.

Tak w ogólnym skrócie: poranki są ciężkie. Cały filmowo-serialowy świat obfituje wręcz w postaci, które nie do końca są w stanie ogarnąć rzeczywistość po podniesieniu głowy z poduszki. Wyjątek stanowią disnejowskie księżniczki, które prezentują zakłamany obraz świata. Nikt nie może tak radośnie i energicznie wstawać każdego dnia. Tacy ludzie nie istnieją. Całe szczęście, twórcy Disneya w końcu zrozumieli, że wpajanie dzieciom przekłamanej wizji nie jest rzeczą do końca dobrą i zdecydowali się na stworzenie Anny z Frozen. Nareszcie pojawiła się jakaś księżniczka, która niekoniecznie wita każdy poranek ze śpiewem na ustach. Hurra!

Więcej takich księżniczek!

Z drugiej jednak strony wciąż zauważam, że bardzo słabo reprezentowaną grupą są osoby, które przegrały ze snem i zwyczajnie zaspały. A przecież to taka ludzka rzecz - w końcu tylko roboty nie zasypiają*. Kiedy zastanawiałam się nad przykładami bohaterów, którzy (prawie) spóźnili się gdzieś z prozaicznego powodu nie obudzenia się na czas, do głowy przychodziła mi tylko i wyłącznie rodzina Kevina z Kevina samego w domu. Jestem święcie przekonana, że było takich postaci nieco więcej, jednak nie jestem w stanie sobie teraz ich przypomnieć. Oznacza to ewidentnie, że zjawisko zaspania jest w filmach/serialach pomijane. Nie wiem dlaczego, ale niepokoi mnie to.

Problemy pierwszego świata.

Przeczytałam gdzieś kiedyś, że jedno z plemion Indian wierzyło, że sny są w rzeczywistości wizjami duszy, która opuszcza ciało i wędruje po zaświatach. Oznaczało to, że sen jest tak naprawdę czymś na kształt pół-śmierci, kiedy człowiek zostaje pozbawiony duszy, która zwyczajnie gdzieś sobie idzie. W związku z tym nie wolno było nikogo gwałtownie budzić, ponieważ do za szybko obudzonego ciała dusza mogłaby nie zdążyć wrócić. A nikt przecież nie chciałby nagle obudzić się bez duszy tylko dlatego, że budzik/budzący wyrwał go ze snu za wcześnie. Bardzo podoba mi się ta filozofia i zamierzam ją szeroko rozpropagować - może wtedy uzyskam jakiś sposób na uniknięcie potrzeby wczesnego wstawania.

Chciałam zapytać o prawdziwość tych wierzeń ekspertów od utraty duszy, ale zostałam tylko okrzyczana za budzenie bez powodu.

Najgorsze jednak we wczesnym wstawaniu jest to, że jeśli człowiek pozwoli sobie na nieco dłuższy sen to ma takie paskudne wrażenie, że marnuje czas. Chciałby się wyspać, ale i chętnie wykorzystałby lepiej dłuższy dzień. Impas, okropny impas, jak to mówią. Jedynym wyjściem z tej sytuacji pozostaje chyba uciszenie mruczącego pod nosem sumienia i przewrócenie się na drugi bok. Albo wstanie, ale to jest opcja tylko dla osób z silną wolą.

Pamiętajcie, drodzy Czytelnicy, blady świt zaczyna się mniej więcej o 9.

Tak to w skrócie wygląda. Mam nadzieję, że nikt nie będzie Was niepotrzebnie budził i będziecie zawsze cudownie wsypani. Tego sobie i Wam życzę.

Do następnego razu ;)

P.S.
Blog doczekał się fanpage'u na Facebooku. Możecie znaleźć go albo po prawej stronie nad archiwum albo o TU.

________________________

* One jedynie albo się zawieszają, albo nie budzą się już w ogóle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz