środa, 10 grudnia 2014

Plan pięcioletni w cztery lata, czyli zerknięcie na wschód

Hej ;)

Mam dziś dobre usprawiedliwienie późnej pory powstania notki. Poważnie i serio jak babcię kocham (a kocham mocno). Notka jest pisana późno, ponieważ odbyłam dziś podróż w rejony, w które nieczęsto znakomita część polskich i zachodnich internetów się zapuszcza*. Przeniosłam się na chwilę za naszą wschodnią granicę, aby zgłębić trochę tamtejszą kulturę popularną. I muszę przyznać, że była to wyprawa bardzo owocna.

Przy obiedzie postanowiliśmy z współlokatorką obejrzeć jakąś rosyjską adaptację Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa. Nie pytajcie dokładnie dlaczego - ten pomysł urodził się właściwie sam i znikąd. Zadanie odnalezienia odpowiedniej produkcji spadło na mnie z tej oczywistej przyczyny, że tylko ja jestem w stanie poruszać się po cyrylickiej stronie internetów. Misję zakończyłam z sukcesem, jednak nie do końca w taki sposób, w jaki początkowo mi się wydawało. Znalazłam dziesięcioodcinkowy serial Мастер и Маргарита z 2005 roku w reżyserii Władimira Bortko.

Plakat śmiało krzyczy "Rękopisy nie płoną!". Chciałam się przekonać czy nadzieje pokładane w tym serialu także są ognioodporne.

Mówiąc szczerze trochę bałam się tego serialu, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Rosjanie nakręcili łącznie 5 adaptacji, z czego większość została uznana za kiepskie. Dlatego zasiadałam do pierwszego odcinka z lekką rezerwą. Obejrzałyśmy łącznie trzy odcinki. I aż jestem zaskoczona jak bardzo mi się jak dotąd ten serial podoba. Nie wiem wprawdzie jak wygląda reszta odcinków, ale mając w pamięci trzy pierwsze, jestem pełna nadziei. Było naprawdę wiele rzeczy, które przy tej produkcji można było zawalić. Panu Bortko udało się uniknąć prawie wszystkich.

Widać, że Władimir Bortko ma jasną wizję, którą dodatkowo umie zrealizować.

Twórcy przede wszystkim udało się bardzo dobrze dobrać obsadę. Może nie wszyscy aktorzy dokładnie odpowiadają mojej wizji postaci, które wyobrażałam sobie podczas lektury Mistrza i Małgorzaty, jednak widać, że bardzo dobrze czują się w swoich rolach i potrafią przekazać to, czego wymaga od nich charakter. Jedyne obsadowe zastrzeżenie miałam do Władysława Galkina grającego Iwana Bezdomnego, który na swoje nieszczęście ma twarz typowego rosyjskiego chłopa a nie miejskiego poety, jednak szybko pozbyłam się wszelkich wątpliwości. Galkin gra tak lekko i przekonująco, że widz od razu zaczyna przeżywać razem z nim wszystkie trudności i przejścia, w które wpędza go diabelska ekipa. I nawet o "chłopskości" jego oblicza się zapomina.

Przez chwilę miałam z tym panem poważny problem.

Za to profesor Woland (w tej roli Oleg Basiłaszwili) to czysta poezja. Jest dokładnie taki, jaki być powinien - tajemniczy, nieco odklejony od otaczającej go rzeczywistości, irytująco a zarazem cudownie cudzoziemski, a przy tym niepokojąco złowrogi. Basiłaszwili potrafi wyciągnąć z tej postaci bardzo wiele bez właściwie większego wysiłku. Patrząc na niego można bez najmniejszej wątpliwości stwierdzić, że patrzy się na samego diabła, który sam w sumie nic złego nie robi a jedynie obserwuje. W skrócie - tego Wolanda, który przechadzał się po stronach dzieła Bułhakowa.

Wprawdzie nie ma dwukolorowych tęczówek, ale wcale ich nie potrzebuje.

Z kolei moim osobistym odkryciem tego seansu stał się inny aktor, który wprawdzie pojawił się jedynie na krótką chwilę, ale i tak zrobił na mnie duże wrażenie. Mam na myśli Sergieja Bezrukova, grającego Jeszuę Ha-Nocri. Od razu może przyznam, że przez niego podniósł głowę w swej klatce mój wewnętrzny fangirl. Powodem tego był fakt, że Bezrukov jest dziwnym połączeniem Edwarda Nortona i Toma Hiddlestona - gra jak ten pierwszy i wygląda jak ten drugi**. Prawdopodobnie gdyby urodził się w Anglii czy w h'Ameryce stałby się światowym fenomenem. A skoro jest Rosjaninem jego popularność zamyka się tylko w kręgu cyrylickim.

Z kolei w tym momencie wygląda jak Athelstan z "Vikings". Człowiek-kameleon, proszę państwa.

Bardzo spodobał mi się też pewien zabieg wizualny, który zastosowano w tym serialu. Część ujęć kręcona jest w sepii, przez co wygląda jakby stworzona została jeszcze w czasach 40-tych, a kolory wprowadza dopiero pojawienie się Wolanda. Pierwszą kolorową sceną jest początek historii o Piłacie (znakomita rola Kiriłła Ławrova) i Ha-Nocri, a w następnych intensywne barwy pojawiają się tylko wtedy, gdy do akcji wkracza cudzoziemski profesor i jego świta. W pewnych momentach kolorowe są tylko te pomieszczenia, w których przebywa Woland, a pozostałe wciąż są szaro-bure. Jest to dość prosty zabieg wizualny, a zrobił na mnie tak pozytywne i duże wrażenie, że czasami nie mogłam się doczekać chwili dyskretnego pokolorowania świata.

Diabły nie broją, więc świat jest szary.

I pomimo całej wspaniałości tego serialu, jest jedna zasadnicza wada, o której nie sposób nie powiedzieć. A mianowicie efekty specjalne. Należy pamiętać, że produkcję tą kręcono w 2005 roku, więc i możliwości techniczne były nieco mniejsze niż obecnie. Twórcy robią co mogą i czasami im to nawet wychodzi, jednakże w ogólnym rozrachunku wygląda to wszystko raczej marnie. Nie zmienia to faktu, że Behemot, wyglądający jak bardzo utuczony i wyrośnięty brat kota Salema z Sabriny - nastoletniej czarownicy, jest chyba najbardziej uroczą postacią całego serialu.

I czyż nie przypomina on kota Sabriny?

Czy serial mi się podobał? Oczywiście, że tak! Ogląda się go bardzo lekko i przyjemnie, dość trzyma się oryginalnej historii, a aktorzy stają na wysokości postawionego przed nimi zadania. Jest to ten typ produkcji, kiedy człowiek nawet nie zauważa, że już minął praktycznie cały odcinek i szybko musi włączyć następny. Jak wszędzie są niewielkie potknięcia, ale nie są one jakoś wybitnie rażące. Mam wrażenie, że będzie to serial, który pozostanie na moim dysku i jeszcze do niego wrócę. A Wam, drodzy Czytelnicy, polecam do sięgnięcia po niego - rosyjska sztuka filmowa nie gryzie, a w dodatku podobno gdzieś w internetach można nawet znaleźć wszystkie odcinki Мастер и Маргарита po polsku. Ja oglądałam z napisami, których znalezienie zajęło mi chyba trzy minuty. Także da się.

Do następnego razu ;)

___________________________

* A przynajmniej tak mi się wydaje.
** I nie tylko ja tak myślę - porównałam swoją opinię z internetami i zgodziły się ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz