sobota, 20 grudnia 2014

Jeśli miłość boli to była prawdziwa, czyli subiektywne odczucia o Bitwie Pięciu Armii

Hej ;)


Dziś na blogu pojawi się wpis wyjątkowy. Wyjątkowy z dwóch powodów, po pierwsze, bo jest wyjątkowo długi (serio, chyba jeszcze nigdy nie zamieszczałam tutaj tak długiej notki), a poza tym jest napisany w formie rozmowy. Rozmawiać będę ja oraz Wybiórcza, która zaoferowała się pomóc mi w ocenie filmu Hobbit: the Battle of Five Armies. Starałyśmy się zawrzeć jak najmniejszą liczbę spojlerów, aczkolwiek coś zawsze się przedostanie przez autocenzurę.


Dodatkowo wypowiedzi zostały podzielone w taki sposób, żeby mniej więcej było wiadomo z jakich punków wychodziły nasze dywagacje.

Chyba najbardziej klimatyczny plakat tego filmu jaki udało mi się znaleźć.

Zanim jeszcze przejdziemy do właściwej części wpisu zaznaczyć trzeba, że nie będzie to żadnego rodzaju recenzja. Nie mamy aż takich aspiracji. Prezentujemy tu jedynie zbiór naszych uwag do BotFA - będą one na pewno mocno subiektywne, czasami nieco ironiczne, ale płynące prosto z tej części serc, do których ten film u nas trafił.


Zacznijmy więc!


1. Jakie było nasze nastawienie przed obejrzeniem BotFA?
Subiektywna: Szczerze mówiąc, jak tylko zaczęły pojawiać się pierwsze recenzje, w mym subiektywnym sercu zaczął się budzić lekki niepokój - było w końcu tyle rzeczy, które można było w BotFA spieprzyć! Z drugiej jednak strony to wciąż Śródziemie, a nic co ze Śródziemia się wywodzi i o nim mówi nie może być do końca złe. Gdybym miała krótko określić mój stan jeszcze przed zobaczeniem filmu  byłoby to “pełne obaw podekscytowanie”. Zwłaszcza, że dwie poprzednie części były filmami dobrymi.
Wybiórcza: Ja natomiast czytając jakieś uwagi, wychodziłam z założenia: nie, nie może być źle. Jak jakikolwiek film ze Śródziemia może być zły? Spoko, pewnie komuś się nie spodobał, ale nie ma opcji, żeby było tak ze mną. A jak będą rzeczywiście jakieś niespójności to i tak ich pewnie nie zauważę. Więc, niewiele więcej myśląc, wkroczyłam na salę kinową. No i się zaczęło…


2. Jak ogólne wrażenia?
W: Trudno mi powiedzieć. Wciąż nie potrafię do końca ogarnąć co myślę.
S: Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Bo ten film miał ogromny potencjał… ba! wciąż go ma, jeśli tylko znalazłby się odpowiednio szalony montażysta, który miałby odwagę pociachać dzieło pana Jacksona i wyciąć z niego kilka(naście) kawałków. Niemniej jednak… film obejrzałam wczoraj a do teraz właściwie trwam w stuporze.
W: Dokładnie mam to samo. Z jednej strony jestem strasznie zła, bo to co się tam działo często zahaczało o absurd i jedyną możliwą zdrową reakcją był po prostu wybuch śmiechu (jak czyniła to cała sala).
S: BotFA to chyba jedyny film o Śródziemiu, który spowodował u mnie ból głowy wywołany facepalmami. Nie wiem jak się czuję z tym faktem.
W: No właśnie, ale przecież to Śródziemie… I boli mnie świadomość, że tyle facepalmów musiałam użyć w trakcie tego filmu.


3. Przejdźmy do szczegółów. Co jest z tym filmem nie tak? (uwaga: możliwe spojlery!)
S: Odpowiedź jest banalnie prosta: pana Jacksona po prostu poniosła fantazja. Myślę, że w pewnym momencie przeczytał kilka słabych fanfików, pograł w kilka kiepskich gier na postawie książek Tolkiena i nagle uznał, że skoro i tak kręci film fantastyczny, zasady logiki (i fizyki, w których to łamaniu przoduje nasz boski Legolas) wcale nie muszą zostać zachowane.
W: Co z filmem jest nie tak? A no ujmę to jednym rysunkiem:
Dlaczego? Kojarzycie tą piosenkę na koniec odcinka, jak Jedyneczka sobie skakała z klocka na klocek coraz to wyżej?
Tak właśnie wygląda jedna ze scen z Legolasem w roli głównej.
S: No i oczywiście wadą całej serii Hobbit jest ten nieszczęsny romans międzyrasowy krasnoluda z elfką. Jeżu kolczasty… Takich rzeczy się po prostu fanom nie robi. I jak jeszcze w poprzednich częściach (W: poprzedniej części) dało się jakoś przymknąć na to oko tak w tej, było tak mocne naładowanie tego wątku, że człowiek zamiast zbyć go wzruszeniem ramion, liczył na jak najszybszą śmierć Tauriel. Albo Kiliego, co w sumie i tak byłoby zgodne z kanonem książkowym, a byłoby szybkim ucięciem tego cholernego romansu.
W: Dla mnie ona nie żyje. Sceny nie istniały, a Kili przez ranę w nodze miewał różne omamy, przez co wydawało mu się, że poznał piękną rudą elfkę.
S: Ale postrzelono go przecież już po tym jak ją poznał - ale w sumie teoria dobra i podoba mi się. Mogę ją sobie przywłaszczyć?
W: Przywłaszcz, ale jest moja ;p Może raz ją zobaczył, ale na wojnę to już nie poszła, więc roiły mu się jakieś dziwne sytuacje,w których jego umysł wykorzystywał wygląd osób poznanych wcześniej. Proste.
A skoro te sceny nie istnieją to może jeszcze jakichś się pozbędziemy?
S: Scen w Dol Guldur! Były tak niepotrzebne i bezsensowne, że plasują się tuż za interracial romance.
W: Ejj, no weź! A wspaniała Galadriela-utopiec? Jak chcesz się jej pozbyć?
S: Szybko a skutecznie.
W: Ale przecież to dzięki jej mocnym ramionom, Gandalf został uratowany! Dobra, Gandalf swoją drogą, ale ja chciałam poruszyć temat innych scen ;p Które swym absurdem spowodowały wspaniały wybuch śmiechu ;]
S: Może nie zanurzajmy się zbytnio w same sceny, bo inaczej skończyłybyśmy tylko narzekając i sypiąc spojlerami na prawo i lewo. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że i Bard miał swoje “chwalebne” momenty, o których pewnie chciała wspomnieć Wybiórcza. Jednak cicho-sza! Pewne rzeczy trzeba po prostu zobaczyć samemu.
W: Dobra, już dobra.


4. Czyli BotFA nie ma żadnych dobrych stron?
S: Tego powiedzieć nie można. Osobiście chyba najbardziej podobało mi się pokazanie pogłębiającego się szaleństwa Thorina. Może nie było to zrobione w najbardziej subtelny sposób na świecie, jednak cel został osiągnięty. W pewnym momencie trudno mi było dokładnie określić czy przez Dębową Tarczę przemawia jeszcze on sam czy może już upiór Smauga i jego żądz. Zabieg prosty, a robił wrażenie.
W: Z tym się zgodzę, jednakże mnie bardziej ujął Bilbo, który za wszelką cenę chronił Thorina przed nim samym.
S: W ogóle, jeśli by potraktować BotFa jak swego rodzaju studium tego, co złoto i wizja bogactwa oraz władzy robi z ludźmi/elfami/krasnoludami (niepotrzebne skreślić), to film wypada bardzo dobrze. Bo przecież żadnej Bitwy Pięciu Armii by nie było, gdyby Thorin był w stanie trzeźwo spojrzeć na swoje zachowanie, Thranduil nie był zaślepiony swoją dumą i w sumie także uporem, a Bard… Bard właściwie miał najbardziej przerąbane, bo wylądował między szalonym krasnoludem a elfem z wypaczoną wizją świata. Doskonałym też przykładem jest tutaj Alfrid, który tak boi się stracić swojej wysokiej pozycji, że jest w stanie zrobić wszystko tylko po to by przeżyć i zestarzeć się w bogactwie. Inni go nie obchodzą.
W: Zgodzę się z całym akapitem. Myślę, że cała kreacja Alfrida jest dobrze napisana i zagrana. Osobiście uważam, że jest to dość wyróżniająca się postać (pomijając głównych bohaterów: Bilbo, Thorina, ewentualnie wybijającego się Thranduila), która wywołuje w widzach jakieś szczególne emocje. Jednocześnie nienawidziłam go z całego serca i nie chciałam, żeby się go pozbyli. To taki bohater, który jest, by trochę zapomnieć o innych, nieszczególnie przyjaznych mi wątkach. Pokazując, jakby nie patrzeć, bardzo smutną postać.
S: Nie umniejszając roli Ryana Gage (to on właśnie grał Alfrida), nie uważam, że ta postać była stworzona właśnie po to, by skupić widza na nim zamiast na - przykładowo - atakujących orkach...
W: Bo akurat atakujące tu orki są super! I od nich on nie odciągał mojej uwagi.
S: Nie wtrącaj się i daj mi dokończyć ;p Alfrid rzeczywiście, jeśli by się nad nim nieco dłużej pochylić, jest postacią tragiczną, małą, żałosną i smutną, ale tylko dlatego, że takim napisał go Tolkien (albo napisałby? nie pamiętam ile miejsca poświęcono mu w książce). Niestety Jackson spłycił tę postać, traktując ją jak chodzący element komiczny, który miał rozładować niesamowicie poważny film, jaki wydawało się panu reżyserowi, że kręci. I nawet scena, w której już całkowicie się z nim żegnamy (z Alfridem, nie panem reżyserem), mogłaby zostać napisana w taki sposób, że widz w pełni zobaczyłby żałosność i tragizm Alfrida, ale nie - należało jeszcze dorzucić tu Barda, dzięki któremu tragedia tej postaci zagubiła się w śmiesznym komentarzu. Jest to smutne, bo wcale nie musiało się to tak rozegrać.
W: Zgadzam się. Z tym że, pisząc, że odwraca moją uwagę od innych scen, nie miałam na myśli, że został on po to napisany, ale bohaterowie, którzy kręcą się obok niego są dla mnie tak ubodzy i denerwujący, że to on jest tym, na którym skupiam swoją uwagę.
S: Mieszkańcy Esgaroth irytowali Cię swoją biedą? ;p
W: Nie, Tauriel swoją ślepą miłością.
S: Zostawmy może już Alfrida - chłopak swoje już oberwał i skupmy się teraz na reszcie. Uważam, że nie ma sensu się rozpisywać, bo prawdopodobnie zostało to już zrobione piętnaście razy w innych miejscach i przez o wiele lepiej przygotowane do tego osoby. Ze swojej subiektywnej strony jednak muszę powiedzieć, że pomijając pewne wyjątki (khem… Tauriel… khem...), praktycznie wszystkie postaci są napisane bardzo przemyślanie i generalnie rzecz biorąc dobrze. Widać, że nie są z kartonu i w trakcie trwania akcji zachodzi w nich jakaś przemiana i rozwój. A o aktorstwie poszczególnych odtwórców to już można napisać cały wpis pochwalny. Richard Armitrage jest chyba w tej części właśnie (paradoksalnie) najlepszy, Martin Freeman to marka sama w sobie (aczkolwiek na końcu filmu bardzo mocno Bilbo przypominał mi Johna Watsona z końcówki pierwszego sezonu Sherlocka, ale może to tylko moje subiektywne odczucie), a Lee Pace budzi mojego wewnętrznego fangirla, więc tym bardziej podobał mi się jako elf ;) Ale w sumie czego innego można się było spodziewać? Czegokolwiek by o BotFA nie mówić - ten film ma fenomenalną obsadę.
W: I cóż mam rzec? Subiektywna wyczerpała temat w 100%. Od siebie jedynie dodam, ze oni pojedyńczo są wspaniałymi aktorami, natomiast jeśli zgromadzić ich wszystkich do obsady jednego filmu, wtedy dopiero jest to wspaniała ekipa. Wciąż jestem zachwycona rolami Freemana i Armitrage’a, których kreacje w tym filmie idealnie się uzupełniają.

W całej tej wojennej zawierusze nie można zapomnieć przecież o Pierścieniu!

5. To może teraz kilka słów o stronie technicznej?
W: Efekty specjalne są zrobione po prostu dobrze. Jedyna uwaga jaką mam dotyczy armii elfów, gdzie zrobiono dziesięciu i użyto na nich dwóch magicznych skrótów: Ctrl+C i Ctrl+V. I tak, drodzy państwo, powstały tysiące! Poza tym, w przeciwieństwie do Subiektywnej, scena “ozdrowienia” Thorina Dębowej Tarczy, nie podobała mi się, ale chyba właśnie od strony wykonania.
S: Scena “ozdrowienia” Thorina podobała mi się, ale nie z powodu efektów specjalnych, więc nic więcej nie powiem na jej temat. Co do armii elfów też mam parę zastrzeżeń, ale opierają się one właściwie przede wszystkim o nieprzemyślaną dynamikę żołnierzy (w pewnym momencie armia powinna pójść w totalną rozsypkę z tego jedynie powodu, że Thranduil praktycznie tratuje piechurów swoim łosiem... ale co ja się tam znam na efektach specjalnych, a tym bardziej na militariach) i kretyński efekt “bączka”, zastosowany w celu przepuszczenia wierzchowca króla. Abstrahując jednak od tego wszystkiego, film zrobiony jest niezwykle ładnie i efektownie i utrzymana jest estetyka poprzednich filmów Jacksona - są tam wszystkie te elementy, które sprawiły, że już wcześniej pokochałam filmowe Śródziemie.


6. Czy jest jeszcze coś, czym chciałybyśmy się podzielić na koniec?
W: Ja! Ja bym chciała! Nie zrażajcie się i idźcie do kina wyrobić własne zdanie. A poza tym... Już tęsknie za łosiem. Łoś! <3
S: BotFA może być najsłabszą częścią trylogii Hobbita, ale nie oznacza to, że nie jest ona warta obejrzenia. Jakby na to nie patrzeć, to kolejne 2,5 h spędzone w cudownym świecie Śródziemia, gdzie magia wciąż istnieje, elfy mieszkają w lasach, krasnoludy kopią w swoich górach, a ludzie żyją w otoczeniu najpiękniejszych krajobrazów, jakie mogła dać nam Nowa Zelandia i zielony ekran. A jeśli jesteście mocno przywiązani do idei wierności adaptacji, pomyślcie, że Hobbit to po prostu jeden wielki fanfik-prequel do Władcy Pierścieni i - mając to w pamięci - dajcie się porwać magii tolkienowskiego świata. Bo - pomimo całego naszego marudzenia - warto.
W: I jeszcze jedno! Ludzie! Mu-zy-ka! Cudo <3 Warto posłuchać jej w kinie ;p

Skoro była mowa o muzyce to grzechem byłoby nie wrzucić cudnej piosenki z endingu.


Tak właśnie w dużym skrócie wygląda nasza ocena tego filmu. Tak jak obiecywałam, było subiektywnie (i wybiórczo jednocześnie), ale jak najbardziej szczerze. I - patrząc tak z perspektywy czasu (jakkolwiek krótki by on nie był), fakt, że BotFA jest już ostatnim spotkaniem z jacksonowskim Śródziemiem*, sprawia, że w moim subiektywnym sercu rodzi się ten specyficzny rodzaj smutku za tymi miejscami, które kocha się pomimo nieistotnego faktu, że właściwie nie istnieją.


Do następnego razu ;)


P.S.
Dodałybyśmy jeszcze parę spoilerów, ale upominając się nawzajem (tzn Subiektywna mnie) obiecujemy, że nic więcej nie powiemy. Wam życzymy miłego seansu, niech Śródziemie będzie z Wami!
Wybiórcza**


_______________________________________________


* A przynajmniej na ten moment tak zarzeka się sam Peter Jackson.
** Wyrzucona przez Subiektywną za karę do peesu, bo wtryniała się w tekst (i wtryniać się będzie wciąż ;D)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz