Hej ;)
Oglądam wiele filmów i seriali. Nie mam odwagi, żeby powiedzieć, że widziałam wszystkie, które są warte obejrzenia, poza tym wiem, że muszę jeszcze nadrobić bardzo sporą grupę filmów/seriali "klasycznych" i tych z rodzaju "trzeba zobaczyć". Zwłaszcza jeśli mowa o filmografii polskiej. Nie zmienia to faktu, że mam już jako-tako wyrobiony gust filmowy i wiem co mi się podoba* a co nie i czego oczekuję od dobrego filmu/serialu. Dzięki temu jestem w stanie powiedzieć, czy dana produkcja mi się podobała czy nie.
Czasem jednak trafiają się filmy, z którymi mam problem. Od czasu do czasu siedzę wpatrzona w napisy końcowe, nie wiedząc co powinnam o nich myśleć. Trwam wtedy w tym wrażeniu, wsłuchując się w wewnętrzną pustkę, która w końcu wypełnia się jednym słowem: wow. I dopiero wtedy wiem, że - pomimo wciąż nękających mnie wątpliwości co właściwie sądzić o danym filmie/serialu - była to produkcja dobra.
A przynajmniej mam taką nadzieję.
Taką reakcję wywołał u mnie ostatnio film Filth, który właściwie jest produkcją okropną, brutalną i bezlitosną, jednak ma to swoje uzasadnienie w kreacji głównego bohatera granego przez Jamesa McAvoya. Przez cały film z jakąś dziwną fascynacją obserwowałam jak Bruce stacza się w coraz głębsze odmęty upodlenia i czekałam tylko aż jego cwaniaczkowata fasada w końcu pęknie. Akcja dążyła do momentu, w którym nastąpi efektownego załamania. I dlatego, jeśliby potraktować Filth jako specyficzne studium załamania nerwowego i psychicznego, film jest bardzo dobry. Z drugiej strony jednak cały obraz ludzkiego upodlenia, jest na tyle odpychający, że nie wiem co myśleć o tym filmie, poza tym, że sam w sobie jest dobry.
Miejscami to niemal bolesne, patrzeć jak człowiek praktycznie się rozpada.
Za to filmem, który zupełnie mnie skołował i pozostawił bezradną na kilka minut (jeśli nawet nie dłużej) był Atlas Chmur. Mam poważny problem z tym filmem. Nie wiem nawet do końca o czym konkretnie był - tak szybko zmieniały się miejsca, czasy i bohaterowie. Seans przypominał szalenie szybką jazdę na kolejce górskiej, zakończoną gwałtownym wjechaniem w ścianę. Poważnie - zakończenie właściwie wryło mnie w kanapę. Siedziałam przez kilka minut w stuporze, zastanawiając się co powinnam teraz zrobić. Po jakimś czasie zdecydowałam, że chcę obejrzeć film jeszcze raz, ale może po upływie jakiegoś czasu. Bo jest to film dobry. Ale... dziwny...**
Moja reakcja na "Atlas Chmur" w jednym gifie.
Z kolei - o czym już chyba wspominałam - mam straszny problem z Soldier's Girl. Mam co do tego filmu mieszane uczucia. Porusza wprawdzie dość poważny problem transseksualizmu i nietolerancji, nie jest jednak wybitny pod względem scenariuszowym czy aktorskim (chociaż Lee Pace w swojej roli radzi sobie świetnie***). Pomimo tego po zakończonym seansie siedziałam przez chwilę, zastanawiając się co właściwie o tym filmie powinnam myśleć. Nie wiem tego do teraz. Doszłam jedynie do wniosku, że - mimo wszystko - jest to film dobry.
Zupełnie jak w piosence: siedzę i siedzę, myślę i myślę...
Bo film/serial dobry można poznać po tym, że się o nim nie zapomina od razu. Cały czas się o nim w jakiś sposób myśli, analizuje, a czasami prawdziwy lub nawet drugi sens pojawia się dopiero przy drugim oglądaniu. Chociaż myślę, że podstawowym wyznacznikiem może być to, czy w ogóle mamy ochotę zobaczyć ten film jeszcze raz. I tego można się trzymać.
Do następnego razu ;)
____________________
* Aczkolwiek wielorakie przykłady dobitnie pokazują, że istnieją filmy/seriale, które są w stanie mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć lub smutnie rozczarować. Życie.
** Do teraz nie wiem jak inaczej określić ten film.
*** Albo to tylko moje spaczenie dzikiej fangirl, co jest całkiem możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz