Hej ;)
Dziś z powodu późnej pory i przez to, że dopadł mnie ten typ zmęczenia, który wypłukuje wszelkie logiczne myśli z głowy, postanowiłam, że wpis będzie krótki. A właściwie będzie odnosił się do jednej konkretnej informacji.
Informacja brzmi następująco: Joaquin Phoenix nie będzie jednak odtwórcą głównej roli w marvelowskiej produkcji Doctor Strange. Powiem szczerze, że a)ani mnie to nie dziwi i b)właściwie to nawet się cieszę. Nie twierdzę, że Phoenix jest złym aktorem. Nie, Phoenix jest niesamowitym aktorem, jednak znanym ze swoich ekscentrycznych "akcji", więc jestem niemal stuprocentowo pewna, że nie byłby w stanie zgrać się z resztą marvelowskiej ekipy, która akurat pod tym względem jest dobrana mistrzowsko. Poza tym nie wiem czy byłby w stanie pociągnąć długoterminową kampanię promocyjną, której - chcąc, nie chcąc - musiałby stać się głównym motorem. Nie ten typ człowieka i już.
Tak dla aktora, nie dla człowieka.
Informacja ma też rozwinięcie: na miejsce Phoenixa trzeba teraz wybrać innego aktora, wśród których wymieniani są między innymi Benedict Cumberbath, Jared Leto, Tom Hardy i Jack Huston. Od razu subiektywnie zaznaczę, że pierwsze dwie kandydatury wybitnie mi się nie podobają. Benedict gra wszędzie i wszystkich i, pomimo, że dość lubię tego aktora to uważam, że co za dużo to niezdrowo, a poza tym jak się zaczyna grać wszystkich to kończy się grając właściwie wszystkich tak samo.
Nie można grać wszędzie, więc proszę tak na mnie nie patrzeć.
Z kolei Jareda Leto po prostu nie widzę w tej roli. No nie i już. Nie mam wcale nic przeciwko jego sposobowi grania, ale zwyczajnie uważam, że Leto się nie nadaje do tej roli. Może to coś w oczach, może to jakieś nieuświadomione gesty, albo może po prostu moje bardzo subiektywne odczucie. Dlatego, jesli czyta mnie teraz jakiś Ważny Pan od Obsady, apeluję: Nie pchajcie do roli Strange'a Jareda Leto. Koniec komunikatu.
Za to jeśli miałabym wybierać kto mi bardziej pasuje do tej roli - Tom Hardy czy Jack Huston - to wszystkimi dostępnymi kończynami (i paroma niedostępnymi również, a co!) podpisuję się pod drugą kandydaturą. Uwiel... nie, nie jest to uwielbienie... o, lepiej, fascynuje mnie rola Hustona w Boardwalk Empire*. Naprawdę uważam, że jest niesamowita. Co więcej, myślę, że dałby sobie radę z rolą Doctora, a poza tym nie miałby chyba większych trudności z udźwignięciem promocji filmu. Jednak jest to tylko moja niezwykle subiektywna myśl i pewnie i tak Marvel zrobi po swojemu i rozwiąże to tak, że przyjmiemy to z pocałowaniem rączek. Mimo wszystko miło byłoby oglądać film ze świadomością, że wygrał mój kandydat.
Oto mój typ.
Proszę, oto wpis, o którym zarzekałam się, że będzie krótki. No cóż... Dziwne kaprysy mają bogowie internetów. Pozostaje mi tylko je zaakceptować.
Do następnego razu ;)
_____________________
* Jestem dopiero na etapie końcówki drugiego sezonu, więc jeśli coś dzieje się z Richardem to błagam, niech nikt mi nic nie spoileruje. Darmody'ego już mi zaspoilerowano. Dziękuję ślicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz