środa, 22 października 2014

Wstrętnej, kinowej profanacji sztuk wysokich mówimy stanowcze - nie!

Hej ;)

Mądrości i błyskotliwe spostrzeżenia polskich "ekspertów" zajmujących się zjawiskami (około)kulturowymi chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co dzieje się z nimi ostatnio. Niedawno pisałam o słowach speców odnośnie wejścia na rynek polski platformy Netflix, dziś za to powiem słów kilka o felietonie pewnego krytyka teatralnego, przez który już polskie internety zawrzały, jednak uznałam, że milczenie w takim momencie jest nie wskazane.

Krótki tekst pana Macieja Nowaka jest mniej więcej (tak w dużym skrócie) o tym, że organizowane przez Multikino transmisje spektakli z National Teathre w Londynie jest generalnie pomysłem, który od razu powinien trafić na śmietnik, bo jeśli na sztukę teatralną idzie się do kina to tak jakby się ją mieszało z najgorszym ściekiem. Tym, co mnie najbardziej rozbawiło w tym felietonie, był fakt, że pana krytyka najbardziej rozsierdził to, że ktoś śmiał wysłać mu zaproszenie na transmisję Tramwaju zwanego pożądaniem. Co za potwarz!

Panie Nowak, jeśli jakimś cudem pan to czyta, niechże się pan puknie w czółko, siądzie w kąciku, zastanowi nad tym, co chce pan powiedzieć i wróci do nas za jakiś czas. Mam jakieś takie dziwne wrażenie, że się pan nie zna na tym, o czym pan tak grzmi. Koniec komunikatu.

Przyznaję, byłam tylko na jednym z transmisji NT w Multikinie. Co więcej - był to wypad tak spontaniczny i nieplanowany, że do dzisiaj dziwię się, że w ogóle wypalił. Niemniej jednak było to jedno z najbardziej niesamowitych przeżyć kulturalnych, jakie trafiły mi się w tym roku. Sala pełna, na ekranie spektakl z teatru, do którego chyba nigdy nie będzie dane mi dotrzeć przede wszystkim ze względu na koszty przelotu do Londynu*, które nie są niestety na moją kieszeń, współczynnik popcornu równy zero** i atmosfera taka, że człowiek czasami zapominał o oddychaniu. I co z tego, że w kinie?

Nie uważam, że moje przeżywanie tego spektaklu było w jakikolwiek sposób gorsze przez to, że odbywało się w sali kinowej.

Nie rozumiem czemu miałabym odmawiać sobie przyjemności obcowania z tzw. "sztuką wysoką" i to najlepszym wydaniu, tylko dlatego, że jest prezentowana w kinie a nie w świątyni dramatu, jakim jest budynek teatru. Poza tym czemu powinnam odwrócić się ze wstrętem od spektaklu wystawianego - o zgrozo! - przez zagranicznych twórców. Bo co? Bo tylko co polskie jest dobre? Bo to z mojej strony brak patriotyzmu? Bo napędzam obrzydliwą, kapitalistyczną machinę do robienia pieniędzy? Bo nie daję zarobić twórcom polskim? Ach, jak mi teraz wstyd!

W felietonie pojawia się jeszcze jedna zabawna rzecz. Nie wiem czy byliście świadomi, drodzy Czytelnicy, ale jeśli kiedykolwiek kupiliście książkę w supermarkecie, kupiliście produkt gorszy. Prawdopodobnie chińską podróbkę. Sama, gdy się o tym dowiedziałam, aż się przestraszyłam i szybciutko pobiegłam sprawdzić czy przypadkiem egzemplarz Hobbita, który zakupiłam w Biedronce nie ma w środku pustych kartek, albo nie ma co trzeciego słowa zamienionego na bubel. Okazało się, że nie i nie pachnie nawet cebulą! Czyżby jednak możliwość kupienia książki w supermarkecie nie wpływała na jakość jej treści? Cóż za przewrotna myśl!

 Na takie rewelacje to czasami ciężko powiedzieć coś konstruktywnego.

Nie wiem czy, patrząc na takie wymysły podobnych speców należy się śmiać czy płakać. Ja na razie ograniczyłam się do załamania rąk. A jeśli pan Nowak poczuł się urażony do żywego zaproszeniem na spektakl do -  pfu! - kina, to niech się nie krępuje i mi je odda. Ja aż taka wrażliwa nie jestem.

Do następnego razu ;)

_______________________

* Aczkolwiek mam nadzieję, że akurat w tej kwestii się mylę.
** Bo - jak wynika z treści tekstu - popcorn jest zuy i jego sprzedaż w kinach powinna być zakazana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz